środa, 19 lutego 2020

Downtown #1 bad dream

CHAPTER ONE: BAD DREAM
Niebo usłane było gwiazdami, a nocna cisza wypełniała szczelnie małe pomieszczenie mieszczące się na szczycie niewielkiego bloku w okolicach centrum miasta. Było to miejsce magiczne, które stanowiło idealne odizolowanie od świata cywilizacji, znajdującego się gdzieś w dole, zupełnie nie ważnego. Tu, ponad wierzchołkami ośnieżonych gałęzi drzew, widać było oświetlone ulice przecinające ciemne plamy nocy malującej czarną farbą wzory na jasnym śniegu. Drogi wiły się zakrętami lub prowadziły prosto poprzez przedmieścia, a potem, tuż za nim, w stronę ciemności, wprost w tajemnicze objęcia nocy, gdzie nawet uliczne lampy traciły na mocy z każdym kolejnym metrem.
Westchnął, pozwalając zapachom świeczek i przyjemnemu ciepłu otulić go i schronić przed okropnym mrozem malującym szronowe wzory na zewnętrznej stronie szyby. Przymknął oczy, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. Był szczęśliwy. Będąc samotny, pośród delikatnego blasku lampek choinkowych rozwieszonych na karniszu i zapachu herbaty, był naprawdę szczęśliwy.  I spokojny.
Ostatnimiczasy spokój był bardzo rzadkim gościem u jego skromnych progów, a jeśli już, nie zostawał nawet na łyk kawy, opuszczając go tak samo nagle jak przyszedł. Tym razem podziwiał niebo i leżący na ulicy śnieg, połyskujący w blasku lamp.
Pukanie rozległo się nagle i głośno. Wyrwało Baekhyuna z zamyślenia nad czymś, co zniknęło z jego głowy zanim zdążył to zapamiętać. Odłożył kubek herbaty na parapet i westchnął, opuszczając nogi. Połoga była zimna i nieprzyjemna w dotyku, ale nie narzekał. Nie miał na to humoru.   Drzwi jego pokoju były otwarte, więc zgadywał, że zostało mu ugościć do tej pory nieznajomego, który zaś po kilku krokach i kliknięciu blokady zamkna okazał się czerwononosym Jongdae, tak jak należy.
Chłopak dygotał z zmina, a mając na sobie jedynie lekką jesienną kurtkę, podczas gdy na zewnątrz panował przeraźliwy mróz, Baekhyun zgadywał, że jutrzejszego dnia, zamiast leków na ból głowy, będzie musiał biegać po antybiotyki. Jongdae zaśmiał się na widok przyjaciela i wcisnął mu w rękę niemal opróżnioną butelkę wina.
- Napijesz się ze mną? - zapytał, przekraczając próg chwiejnym krokiem. Jego włosy pokryte były śniegiem, a policzki oraz nos malował głeboki róż zimna i pijaństwa.  Baekhyun westchnął, odkładając butelkę na komodę stojącą obok wejścia i zamknął drzwi na klucz oraz zasówkę.
- Wypiłem przed chwilą herbatę. - poinformował go, pomagając złapać zsuwająją się z wieszaka kurtkę chłopaka. Ten zaś spojrzał na niego i prychnął pod nosem.
 - Ze mną się nie napijesz? - wymamrotał pod nosem, chwiejąc się, kiedy nieudolnie próbował ściągnąć tampki ze stóp. Widząc jego niefortunne próby Baekhyun zwinnym ruchem pozbył go przemokniętych butow.
 - Dlaczego przyszło mi mieszkać z pijakiem? Znowu piłeś. - powiedział, zupełnie spokojnie, lokując spojrzenie w Jongdae i otrzymując w odpowiedzi wywrócenie oczami i czknięcie.
 - Posłuchaj mały - Jongdae zrobił krok w stronę Baekhyuna, przestępując z nogi na nogę tylko dwa razy, co w jego przypadku ostatnimi czasy było naprawdę dużym osiągnięciem. Tak jak powrót do domu. - Ja nie piję, ja degustuje. Nie jestem pijakiem tylko... - czknął - degu-desgustatorem.
 - Jesteś pijany. - Baekhun założył ramiona na piersi, ignorując nieprzyjemny zapach alkoholu, jakim uraczył go młodszy.  Chłopak parsknął śmiechem, machając przy tym ręką.
 - Zdegustowany! Jestem zdegustowany! - podniósł głos. Baekhyun pokręcił głową niewzruszony.
 - Nawet po pijaku trzymają się ciebie żarty.  - westchnął, opuszczając ramiona. Chwycił młodszego za nadgarstek, i upewniwszy się, że ten zachowuje odpowiednią równowagę, ruszył w stronę jego pokoju na końcu krókiego korytarza. Otworzył drzwi i skrzywił się, czując nieprzyjemny zapach oblepiający jego osobę.  - Cholera, Jongdae, od jutra koniec z piciem. - skrzywił się, popychając chłopaka dłonią w stronę łóżka. Nie zgłaszał sprzeciwów, najprawdopodobnie zasnął podczas lotu lub tuż przed nim, bo gdy jego ciało wtopilo się w miękkie poduczki i kołdrę leżące w nieładzie na łóżku, nie poruszył się, a cisza pomieszczenia została zastąpiona cichym pochrapywaniem.
Baekhyun oparł się ofutrynę, pozwalając sobie na krótkie przypatrywanie się przyjacielowi zanim ruszył w jego stronę i z wielkim trudem wyjął spod jego ciężaru zmiętą kołdrę. Usłyszał kilka niewyraźnych słów, spomiedzy któych zdążył wyłapać tylko jego - "Minnie" powtarzane więcej razy niż oddechów mieści minuta. Dłonie Jongdae zacisnęły się na poduszce i przycisnęły ją do jego klatki, a Baekhyun poczuł jak spokój, który czuł jeszcze chwilę wcześniej ulatuje.
I znika.


Baekhyun nie lubił snu. Był tą osobą, która pośród zmęczonych ludzi wieczorami czuła ekscytacje, które niosła ze sobą wizja spędzenia kilku godzin w towarzystwie nocy. Rankiem zaś wypijał podwójne espresso i czuł się jak nowo narodzony. Tak było tego dnia.
Zasnał nad ranem, zanim elektryczny zegar stojący na jednym z dwóch parapetów wskazał piątą nad ranem. Jego sen nie był spokojny, nie był pewny czy może nazwać to snem, podczas gdy przez półtorej godziny dryfował pomiędzy jawą, a snem, co rusz przebudzając się w reakcji na głośniejsze zabicie serca lub szmer w kącie pokoju. Był przyzwyczajony. Nie przejmował się.
Przejmował się czymś zupełnie innym.
Jongdae.
Jongdae, jego przyjaciel od serca i kieliszka, który mieszkał z nim oraz Jonginem, teraz przebywającym poza granicami kraju, w jednym, wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Odkąd jednak nad Seulem zawisły zimowe chmury, a w jego życiu doszło do wielu przewrotów zaczął pić. Dzień w dzień, lub,  co jakiś czas dając sobie kilkanaście godzin na regeneracje i tak zepsutego organizmu, co dwa dni. Sprawa ta dla Baekhyuna, jako osoby, która nigdy nie wykazywała się takimi pokładami empatii jakimi należało, była naprawdę zawiła i ciężka do zrozumienia. Mianowicie Jongdae indentyfikował się jako stu procentwowy homoseksualista, który myśli jedynie o płci tej samej, a kobiety były dla niego tylko dobrymi towarzyszkami do picia i pytania o notatki. Minseok zaś... Minseok zaś był ich wspólnym znajomym z kawiarenki, którą Baekhyun często odwiedzał podczas przerw pomiędzy wykładami.
Poznali się przypadkiem i tak ja w historiach miłosnych, przydakiem pojawiła się iskierka, którą wzniecały dzielone spojrzenia i uśmiechy. Jongdae promieniał. Promieniał przez rok, aż do dnia, w którym spadł pierwszy śnieg. Wtedy zgasł, a miłość, którą czuł wobec tego chłopaka zatruwał alkoholem, wlewanym w siebie litrami codziennie.  Baekhyun wiele razy słyszał opowieści roznoszące się po uniwersytecie;
"Widzieliśmy ich razem!",
"Wyglądają naprawdę uroczo!",
"Całowali się, nie zwracając uwagi na innych",
  "Jakby nie widzieli świata poza sobą!"
"Kawaii~~"
 Baekhun uśmiechał się w tych momentach. Teraz jednak nie było mu do śmiechu i czuł, że jeśli nie zrobi czegokolwiek w kierunku uratowania swojego przyjaciela z rąk alkoholizmu i złamanego serca, Jongdae przepadnie.

  ***

Baekhyun potarł dłonią twarz, chcąc się rozbudzić.
Siedział w kuchni, rozświetlonej przez żółty blask wiszącej z sufitu żarówki. Na stole przed nim stała filiżanka z przypalanym lungo espresso, które w takie poranki jak te, było jego obowiązkiem. Zegar wskazywał siódmą czternaście, kiedy usłyszał ruch dochodzący z pokoju Jongdae. Spojrzał w tamtą stronę, dobrze wiedząc co się stanie. Chwilę później, niczym jakby przepowiadał przyszłość, ujrzał uchylające się drzwi i wyłaniającego się spomiędzy ciemności pokoju chłopaka. Miał na sobie białą koszulkę poplamioną czerwonymi plamami, najprawdopodobnie z wina, które wieczór wcześniej wcisnął mu w ręce. Trzymał się za brzuch, idąc pochylonym, niczym starzec, choć jego krok był szybszy niż przeciętnego starca. Skierował się w  stronę łazienki i już po chwili można było usłyszeć nieprzyjemne dla ucha dźwięki opróżniania żołądka z całej zawartości.
Baekhyun westchnął i sięgnał po kanapkę z masłem, wracając do przeglądania wiadomości w komórce. Po kilkunastu minutach Jongdae miał wrócić i rozbić jego filiżankę na kafelkach, lecz nie teraz. Chłopak wstał i otworzył lodówkę, która wyglądała przedziwnie pusto bez butelek alkoholu, które jeszcze kilkanaście minut wcześniej zalegały na półkach. Zamknął ją i poprawił nerwowo magnesy przytrzymujące karteczkę z informacją o lekach. Zignorował ją i odwrócil się, chcąc posłać zniecierpliwione spojrzenie w stronę drzwi łazienki. Zaskoczył go widok Jongdae stojącego w kilka kroków przed nim. Miał na sobie tę samą bluzkę z plamami wina i bokserki. W jakiś sposób musiał się rozebrać, gdy Baekhyun zostawił go w pokoju. Jego dłoń opierała całe ciało na wysokim stole, przy którym Baekhyun siedział chwilę wcześniej.
- Jak się czujesz? - spytał, nie mając w zwyczaju witać swoich rozmówców. Chłopak skrzywił się i opadł całym swoim ciężarem na odsunięte krzesło. Zatrzeszczało niebezpiecznie. Schował twarz w dłoniach, chroniąc tymsamym oczy przed światłem i jęknął coś niezrozumiałego. - Słuchaj, musimy pogadać. - zaczął spokojnie. Spokój był jego przyjacielem. Baekhyun zawsze był spokojny, opanowany, a jego głos nigdy nie przekraczał normalnego tonu. Nigdy nie czuł spokoju wewnątrz, jednak jego wierzchnia wartswa osobowości była kojąca.
 Jongdae rozsunął palce, kiedy Bakehyun podsunął mu talerzyk z jedną kanapką pozostałą z jego śniadania i zasunął je spowrotem.
- Musisz przestać, wiesz? - westchnął, powstrzmując się, by dotknąć kosmyków włosów młodszego, gdy ten oparł czoło o ułożoe na stole ramiona. - To co robisz nie jest dla ciebie dobre.
- Pozwól mi wrócić do siebie w taki sposób w jaki ja chcę - odwarknął Jongdae, co było zupełnie normalne. Jego głowa pulsowała bólem, a żołądek wywracał fikołki. Było mu zimno, bo drżał, a w ustach czuł piach. Baekhyun tego się spodziewał, zawsze tak było.
- Minęło prawie pieć tygodni. To nie jest dobre rozwiązanie - mówiąc to sięgnął po stojącą z brzegu stołu, tuż przy ścianie butelke wody. Odwrócił się i wyjął z szafki szklankę, nie wstając z krzesła. Ich kuchnia była naprawdę malutka - Wolałbym żebyś wrócił do siebie w taki sposób jak wracają inni.
- Oświeć mnie, jak oni to robią? - Jongdae uniósł głowę, posyłając drugiemu nieprzyjemne spojrzenie, które zmieniło swój wygląd, gdy Bakhyun podsunął mu pod nos szklankę wody.
- Nie zamykają się na towarzystwo panienek tańczących  w skąpych strojach za kasę, pijąc przy tym śmieciowe rzeczy.
- Co możesz o tym wiedzieć? - prychnał pod nosem, sięgając po szklankę - Nigdy nie byłeś nawet zauroczony.
Baekhyun zwilżył usta.
- Nie lubisz tego. Te dziewczyny... podoba ci się ich widok? Ten alkohol? Lubisz ten smak?
Chłopak opróżnił szklankę małymi łyczkami, widocznie starając się nie przechylić jej i nie wypić całej zawartości jednym duszkiem. Baekhyun przygladał się mu, bawiąc się palcami. Czekał na odpowiedź, która miała nigdy nie nadejść, bo Jongdae wstał, potrącając dłonią szkankę z resztkami kawy chłopaka, która z trzaskiem rozbiła się na kafelkowej podłodze. Nie zdążył pozbierać odłamków, ruszył szybkim krokiem do łazienki i nie wyszedł z niej przez kolejną godzine.

***
Zima była chłodniejsza niż zwykle. Mróz szczypał w policzki i nos niemiłosiernie, a kiedy płatki śniegu opadały na chłodną skórę, powodowały pojedyńcze, nieprzyjemne dreszcze. Tego roku zima przyszła wcześniej niż zwykle i była naprawdę mroźna, a ogłaszane było to na każdym kroku - w gazetach, w wiadomościach i w internecie.
Baekhyun mimo wszzechogarniającego świat mrozu, szedł przez odśnieżone chodniki, przecinając ulice Seulu w kierunku kawiarnii, w której wszystko miało się zacząć i również miało kiedyś swój początek.
Przypadki są na tyle sprytne, by ulokować swoje iskierki gdzieś gdzie zupełnie nikt się nie spodziewa. Przypadki są przyjaciółmi niewinności i czystości. Chyba że mowa o przypadkach, które zbierają swoje żniwa, jednakże owe zdarzają się w życiu nastolatka wkraczającego w dorosłe życie o wiele rzadziej niż te, którymi kieruje czystość i drobiazgi. (z polskiego na nasze: Chyba że mowa jest o przypadkach złych, a nie dobrych, a te zdarzają się bardzo rzadko w wieku ludzi Baekhyuna)
Zaczęło się więc niewinnie - od spojrzenia. Spojrzenia, podczas którego Baekhyun kiwnął głową w podziękowaniu, kiedy czarne auto nieznanej mu marki zatrzymało się przed przejściem dla pieszych. A potem stało odrobinę za długo, zanim ruszyło i krótki moment, pomiędzy Baekhyunem a kierowcą auta został porwany przez chłodny wiatr, podrywający z ziemi sypki śnieg.
Dopiero później Baekhyun miał się przekonać jak duże znaczenie miało jedno dzielone z obcym mężczyzną spojrzenie.
***

Jego zmarznięte policzki otuliło przyjemne ciepło, bijące z palącego się w kącie kawiarnii kominka. Zewsząd unosił się zapach domowej roboty pierniczków z cynamonem oraz kawy, który dodawał tylko uroku porozwieszanym w każdym możliwym kącie ozdób świątecznych. Pomieszczenie nie było duże - miało dwa piętra. Pierwsze, na którym zanajdował się barek z wystawką kaw oraz rodzai ciast oraz kominek i cztery stoliki oddzielone niewysokimi ściankami w kolorze ciemnego bordo, zupełnie takim samym jak obicia kanap. Na każdym ze stolików stała świeczka oraz świąteczny serwetnik. Na drugie zaś prowadził kręte schody, tego dnia przyozdobione w jednokolorowe lampki owinięte wokół krętej poręczy, na którym znajdowały się stoili z wygonymi pufami. Baekhyun nie zaglądał tam często, Jongdae zaś wręcz przeciwnie, dlatego też tylko z opowieści wiedział, że znajduje się tam kącik z dwiema wypchanymi po brzegi szafami na kiążkip oraz duże okno z widokiem na pobliski park.
Przywitała go uśmiechnięta kobieta w stroju przybliżonym do kostiumu elfa, noszenie któęgo  w okresie świątecznym było obowiązkiem pracowników. Poza specjalnymi wydarzeniami nosili zwykłe zapaski i białe koszule. Kobieta nazywała się Kim Minhee i była pięćdziesięcioletnią właścicielką MilkyWayCafe.
- Co tutaj robisz, Baekhyunee? - spytała, poprawiając okulary na nosie, były zupełnie okrągłe i połyskiwały w blasku wszechobecnych świec i lampek.
Chłopak odwinął szalik z szyi i przewiesił go przez małe, drewniane oparcie wysokiego barowego krzesła, stojącego przy odpowiednio ozdonionym blacie. Był on przeznaczony dla tych samych osób, dla których bar jest w klubach; dla ludzi chcących pobyć samemu w przyjemnym otoczeniu.
- Dzień dobry. Przyszedłem na pani słynną gorącą czekoladę z posypką - odpowiedział, posyłając jej anielski uśmiech, na którego widok rozpromieniła się. Zapisała odpowiednie zamówienie na kartce i przekazała do kuchni, odwracając się jedynie do okienka w ścianie, podczas gdy Baekhyun pozbył się rękawiczek, czapki i puchowej kurtki oraz zajął miejsce.  - Poza tym przyszedłem porozmawiać. Mam problem, w którego rozwiązaniu może mi pani pomóc.
Kobieta uniosła brwi, zdejmując okulary z nosa, po czym nachyliła się widocznie oczekując rozwinięcia tematu. Klientela w tym dniu była mała, zaledwie dwie osoby siedzące przy oknie oraz kilka, których zmieszane, ciche rozmowy dolatywały z piętra.
- Chodzi o Minseoka. - powiedział spokojnie, splatając palce na drewnianym blacie - Chciałbym z nim porozmawiać, jednak nie mam  z nim żadnego kontaktu. Zmienił numer telefonu, skasował wszelkie konta na portalach, a adresu nigdy nie znałem...
- Cóż chłopcze... - kobieta wyprostowała się powoli, gdy w pomieszczeniu rozległ się dzwoneczek informujący o nowym kliencie. Posłała spojrzenie w stronę drzwi, jednak Baekhyun nie spuszczał z niej wzroku, mając nadzieję, że urok, który kiedyś mu wypomniała, w jakiś sposób zadziała. Kiedy w końcu klient najprawdopodobniej poszedł do stolika zwróciła swoją uwagę na chłopaka. - Nie wiem jak mogłabym ci pomóc. Minseok nie pracuje tutaj od ponad miesiąca. Nie zostawił mi nowych informacji i wszelkie, które posiadam z pewnością są przedawnione. - odpowiedziała, wyglądając na szczególnie zmartwioną. Jej zmarszczki pogłebiły sie, gdy cień rozczarowania przebiegł po jej twarzy.
- Prawda jest taka, że... - zaczął, ale nie dane było mu skończyć. Niemal w tym samym momencie czyjś głęboki głos przywitał się z panią Kim, sprawiając że na jej ustach znów zagościł uśmiech, z którym przywitała Baekhyuna.
Gdzieś z kuchni dobiegł ich niezidentyfikowany dźwięk dzwonka hotelowego, mającego informować obsługę o zrealizowanym zamówieniu gotowym do wydania, który wydawał sie ulec nagłej awarii, bo zamiast powtórzonego dźwięku, w okienku pojawiła się głowa niskiego blondyna, obdarzonego wyjątowo delikatną urodą.
- Przepraszam, naprawię to! - powiedział z mocnym chińskim akcentem, wyciągając dłonie z kubkiem czekolady ubranym w czerwony sweterek, który również pojawiał się tylko w konkretnym zimowym sezonie. Zwykle kubki były o kolorze jasnobrązowym lub białym. Kobieta pokręciła głową, odbierając zamówienie i wyjęła sitko.
- Przepraszam, za momencik pana obsłużę - swoje słowa skierowała do mężczyzny stojącego tuż obok siedzącego na rześle Baekhyuna. - Baekhyunie, jaką posypkę sobie życzysz?
- Weź cynamon. Smakuje lepiej z czekoladą niż z cappucino. - odezwał się obcy, niski głos gdzieś obok niego. Dopiero wtedy Baekhyun uniósł wzrok, by ujrzeć wysokiego chłopaka posyłającego mu delikatny uśmiech, goszczący w kącikach jego ust. Miał na sobie biały golf i marynarke, a na jego głowie gościły kręcone czarne włosy, jednak nie to przykuło uwagę Baekhyuna. Rzeczą tą były oczy nieznajomego; duże, przyjazne,  ale czujne.
Znajome.
Odwzajemnił uśmiech i skinął głową. Chłopak był zdecydowanie zbyt wysoki, by Baekhun mógł pozwolić sobie przyjrzeć się mu dłużej niż do momentu rozpoznania w nim czegoś znajomego. Ujął w dłonie kubek z wyrysowanym posypką słońcem na piance i odczekał moment aż nieznajomy złożył zamówienie na espresso i udał się w stronę stolika. Wtedy też Baekhyun przeniósł wzrok na kobietę.
  - Kontynuując... - zaczął, zerkając kradkiem na boki, by upewnić się, że tym razem nikt nie przeszkodzi jego wypowiedzi. - Pomogłaby mi pani, dając mi adres Minseoka. Jest to rzecz, która... która...
- Chodzi o Jongdae, tak? - zapytała cicho, a Baekhyun nie miał innego wyboru jak tylko przytaknąć. Nie wiedział ile właścicielka kawiarnii, w której pracował były chłopak jego przyjaciela wiedziała o swoich pracownikach i nie miał zmiaru tego sprawdzać. - Dobrze, daj mi chwilkę. Pójdę do biura poszukać jego papierów. Pamiętaj tylko, że jesteś wyjątkiem, bo wyjątkowo cię lubię - zaświergotała z uśmiechem, chwytając policzek Baehyuna, który swoją drogą zdążył przybrać naturalny kolor, by po chwili ścisnąć go w palcach i potarmosić. Chłopak zaśmiał się cicho i odprowadził kobietę wzrokiem, pocierając przy tym dłonią obolały policzek.
Czekolada smakowała lepiej niż zwykle, choć przypuszczał, że smakuje tak jak zwykle, tylko tego dnia coś wisiało w powietrzu, sprawiając, że zwykłe rzeczy stawały się niezwykłe. Dlatego też pozwolił sobie na porwanie się myślom, popijając przy tym czekoladę z nutą cynamonu, która tworzyła idealne dopełnienie do świątecznego klimatu panującego wewnątrz kawiarenki. Czuł przyjemne mrowienie w palcach ogrzewanych przez ciepło kubka przedostajace się przez cienki materiał sweterku i fakt, że ktoś dotyka jego ramienia zarejestrował dopiero po dłuższej chwili. Wyrwał się zamyślenia, odstawiając kubek na blat i odwrócił się na krześle.
Przed nim stał ten nieznajomy, który kilka chwil wcześniej zamówił espresso. Baekhyun uniósł brwi, patrząc na niego pytająco.
- Znów się spotykamy. - powiedział, a mniejszy przechylił głowę. Nie miał pojęcia o czym drugi mówi i najwidoczniej chłopak mógł wyczytać to z jego twarzy, bo po chwili pospieszył z wyjaśnieniem. - Przepuściłem cię na pasach trzy ulice dalej.
Baekhyun zamrugał zaskoczony, że ktokolwiek mógłby poznać go pod warstwą ciepłych ubrań i szalika, który zasłaniał pół jego twarzy.
- Ach... - westchnął, sięgając po kubek z czekoladą. Oplótł go palcami, opierając wygodnie o udo. - Dziękuję za to, że mnie przepuściłeś. Czy w związku z tym oczekujesz czegoś ode mnie?
Mężczyzna pokręcił głową,  goszcząc na twarzy szeroki uśmiech.
- Nie, chciałem ci tylko podać szalik. Leżał na podłodze odkąd tutaj wszedłem. - poinformował go, a Baekhyun dopiero teraz zauważył trzymany przez duże dłonie chłopaka materiał.
- Wróciłam! - zawołała Kim Minhee, wymachując żółtą karteczką trzymaną w dłoni. Baekhyun spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się uśmiech ulgi. Jego plan a opierał się na pójściu na łatwiznę.

***
Rozłożył ramiona na boki, starając się odzyskać niedawno utraconą równowagę. Czując stabilizację na śliskim lodzie, zamknał oczy, odliczając do sześciu. Dopiero po upływie wyznaczonej liszbie oraz liczbie trzech głębokich oddechów zrobił krok do przodu. Nie zdążył ustawić pewnie nogi na oblodzonym chodniku nim zachwiał się niebezpiecznie.
Przechodnie, obchodzący zamarzniętą kałużę, korzystając z posypanej piaskiem ulicy, nie zwracali uwagi na Baekhyuna, który utknął pośrodku naprawdę dużej kałuży roztopionego śniegu, który poprzedniej nocy złapał mróz i zamienił w istną pułapkę dla zamyślonych, idących znajomą trasą.
Tym razem, przeklinając pod nosem postanowił mimo wszystko ruszyć do przodu i dzierżąc w dłoni zółtą karteczkę z wypisanym adresem Kim Minseoka, ruszyć dalej, nawet jeśli miał wywrócić się nieskończoną ilość razy. Był uparty, a w swojej upartości niemal irytujący. I choć cecha ta pojawiała się u niego naprawdę rzadko, teraz nadrabiała za wszystkie czasy. Posunął stopy bliżej krawędzi kałuży, obracając się przy tym niemal o sto dwadzieścia stopni, by chwilę później samoistnie sunąć w stronę przeciwną, w którą szedł, tymsamym cofając się.
- To są jakieś żarty. - mruknął do siebie, tłumiąc wszystkie przekleństwa cisnące mu się na usta. Nie przeklinał. Nie często. Dopiero trzecia próba, którą podjął przybliżyłą go ku celu. Schował karteczkę w rękawiczkę, po czym małymi krokami ruszył przed siebie. Tym razem jego próba zakończyła się sukcesem, który zamierzał świętować gorącą kawą tuż po powrocie do domu.
Wiatr ustał, co było jedyną przychylną rzeczą w tamtym momencie. Zaś śnieg począł sypać dużymi zbitymi płatami, barwiąc świat na jaśniejszy odcień bieli niż ten, który został przykryty spalinami i opadającym dymem. Baekhyun szedł chodnikiem, otoczony nieznajomą okolicą i zapierajacym dech w jego piersi widokiem. Białe płatki osadzały się na gałęziach drzew, znajdowały miejsce na dachach jednorodzinnych domów, gdy finalnie znajazł się w dzielnicy przedmieści, oraz na jego czapce, zmieniając jej bordowy kolor na niemal całowicie biały.
Mimo przeraźliwego zimna, które szczypało jego nos, myśli o Jongdae, zaprzątajacych jego umysł, przystanął i spojrzał w niebo, po raz pierwszy tego dnia czując spokój. Śnieg miał w sobie coś, czego nie miały inne rzeczy. Uspokajał Baekhyuna, działał jak kołysanka śpiewana przez matkę na dziecko, jak ciepło domu na osobę samotną, jak coś czego potrzebował.
Nie dał sobie więcej niż trzy minuty na podziwianie opadającego śniegu. Zaraz potem jego wzrok powędrował na karteczkę i omiótł spojrzeniem okolicę. Niebieski dom z ciemną dachówką i skromny ogródkiem, w którym stała przykryta śniegiem huśtawka oraz pozostałości po piaskownicy i okryte puchem gałęzie krzaczków, które latem zapewne pokrywały kolroy kwitnących kwiatów zauważył jako pierwszy. Stanął przed bramką, biorąc mroźny wdech.
A potem nacisnął okrągły przycisk dzwonka do drzwi.
Czekał niecałe półtorej minut zanim nacisnął przycisk po raz kolejny. Wtedy jego oczom ukazał się ruch w oknie na parterze. Zasłony poruszyły się niedyskretnie, a później w drzwiach stanął obcy mężczyzna, zapraszając gestem dłoni do wejścia na posesję.
Baekhyun zmarszczył brwi, zmarzniętymi dłońmi naciskając metalową klamkę furtki. Kilkoma krokami poknał dzielącą go odległość do otwartych drzwi oraz niewysokiego meżczyzny w blond włosach przykrytych granatowym kapturem bluzy. Ukłonił się, pamiętając o manierach.
- Dzień dobry, jestem Byun Baekhyun - zaczął, zsuwając z dłoni rękawiczki, jednak drugi przerwał mu wpół słowa krótkim "wiem". Na twarzy nieznajomego pojawił się delikatny uśmiech. Jego policzki wydawały się być wypełnione miękką substancją, jakby stworzoną do dotykania, zaś oczy jego zgaszone, wpatrywały się w postać Baekhyuna. Nie obejmował ich uśmiech.
- Wiem kim jesteś, wejdź do środka. - odpowiedział spokojnie nieznajomy, który chwilę później okazał się być Kim Junmyeonem, chłopakiem o nonszalanckim spojrzeniu oraz dyskretnym uśmiechem czającym się w kącikach ust.
- Czy zastałem Minseoka? - spytał, otrzymując w odpowiedzi ciche westchnienie. Junmyeon potarł kark dłonią,  a w głowie Baekhyuna swoim życiem zaczęły żyć wszystkie czarne scenariusze, które mógłby usłyszeć chwilę później. Porzucił je jednak, kiedy chłopak uniósł kąciki ust.
- Jest w pracy. Pewnie wróci wieczorem - odpowiedział, wzdychając - Jak zawsze. Czy jest coś co mógłbym mu przekazać?
Baekhyun zagryzł wargę, przyglądając się nowo poznanemu, któy mimo krótkiego czasu ich znajomości zbudzał w nim coś w rodzaju domniemanego zaufania. Wydawał się osobą idealną do przekazania informacji, a Baekhyun był zmarznięty i marzył o znalezieniu się w mieszkaniu, wypiciu kawy i zatopnieniu się w notatkach.
- Jeśli mógłbyś mu przekazać, by się ze mną skonaktował...- zaczął, jednakże i teraz nie dane było mu skończyć. Junmyeon najprawdopoodbniej wiedział co jest na rzeczy. Parsknął cicho pod nosem i przechylił głowę.
- Chodzi o Jongdae, nie mylę się? - jego oczy zapłonęły rozbawieniem, a usta wygięły się w najnieprzyjemnym uśmiechu jakie Bakehyun mógł do tej pory widzieć. Momentalnie pożałował, ze znalazł się w tym miejscu o tej godzinie i zastał tego człowieka. Momentalnie stracił nadzieję na to, że ktoś będzie w stanie naprawić Jongdae. - Chce go ubłagać, by do niego wrócił?
- To nie...
- Minseok taki nie jest. Nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki, wiedząc, że na dnie czeka go błoto, a rzeka to prawdziwe bagno. - podjął, robiąc krok w stronę Baekhyuna, który od nagłej zmiany temperatury przybrał różu na policzkach. Jego dłonie zacisnęły się w kieszeniach kurtki, a jedna z nich nadal ściskała tak bardzo upragniony adres zamieszkania Minseoka. Po chwili, ku zdziwieniu Baekhuna, wyraz twarzy Junmyeona zmienił się. Pokręcił głową i odsunął się, wsuwając kciuki do kieszeni jeansów, wyglądając przy tym na naprawdę pewnego siebie. - Niech Jongdae tego nie robi. Niech się w to nie pakuje po raz kolejny.
- Nie chodzi o to, by znów byli razem. Potrzebuję pomocy, a Minseok jest jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc. Chodzi o jedną rozmowę, naprawdę krótką rozmowę twarzą w twarz - wyjaśnił pospiesznie, nie mając pojęcia co chłopak może mieć na myśli. Nie dbał jednak o to. Czekała go noc pełna analizy wypowiedzi wszystkich oraz swoich, za dnia nie tracił na to czasu, dlatego też pokręcił głową i przesunął dłonią po twarzy, zbierając tymsamym myśli w jedno miejsce, by stworzyć z nich jedno przejrzyste zdanie. - Martwię się o niego, Minseok może mi pomóc, przekaż mu to, proszę. - powedział po raz kolejny, świadom, że się powtarza. Wyjął karteczkę z adresem z kieszeni i odwrócił na drugą stronę. Bez pozwolenia sięgnął po dlugopis, leżący obok telefonu domowego i zapisał rząd cyfer, składajacy się na jego numer.
Junmyeon przyglądał się temu ze sceptyzmem wymalowanym na twarzy, jednocześnie kręcąc głową. Finalnie przyjął kartkę i bez słowa schował ją do tylnej kieszeni jeansów.

***
Postanowił wrócić autobusem.
Zima dawała się we znaki, ozdabiając szronowymi malowidłami szklane ściany przystanku, a mróz podczas jego kilkuminutowego pobytu w domu Minseoka, postanowił przybrać na sile, teraz szczypiąc w nos i policzki niemiłosiernie. Jego czapka pokryta była śniegiem, nieustannie padającym z ciężkich śniegowych chmur, wiszących nad Seulem. Po słońcu, które rankiem przedzierało się przez chmury nie było śladu. Zapowiadała się kolejna mroźna noc.
  Każda z historii, nawet ta njaprościej opowiedziana, by dostarczyć emocji powinna mieć zwrot akcji, zaskakujacy element pojawiający się w najmniej oczekiwanym momencie i każdy, kto jest miłośnikiem emocjonujących powieści lub przynajmniej powieści trzymających w napięciu, doskonale wie, że w pewnym momencie pojawić się musi punkt, który sprawi, że sytuacje oraz słowa nabiorą koloru. Takim również zwrotem akcji w życiu Baekhyuna było nagłe szarpnięcie autobusem po przekroczeniu pięciu kilometrów z całkowitych siedmiu. Oczywiście wszystko zaczęło się wraz z zawiedzonym tonem kierowcy autobusu, mówiącym do swoich pasażerów, którym był Baekhyun oraz jakiś wysoki chłopak z kręconymi włosami na głowie, na których tak jak na czapce Baekhyuna leniwie topniały płatki śniegu, oraz czerwonymi od mrozu uszami.
- Naprawdę was przepraszam. Autobus zastępczy powinien przyjechać za pół godziny - mówił kierowca, okrągły mężczyzna z okropnymi zakolami i delikatnym zarostem ozdabiającym jego pulchną twarz. Zacierał dłonie, przenosząc wzrok to na siedzącego na tyłach Baekhyuna to na siedzącego bliżej niego nieznajomego, jakby prógując się rozgrzać, choć Baekhyun zgadywał, że jest to odruch w reakcji na nagły stres.
Westhnął, podnosząc się z miejsca, decydując się wziąć sprawy w swoje skostniałe z zimna ręce.
- Proszę otworzyć drzwi  - powiedział spokojnie, ruszając w stronę automatycznych drzwi. Widząc poszarzałe niebo, westchnął po raz drugi. - Przejdę się do domu.
Kierowca autobusu wydawał się być zdezorientowany. Oczywiście, podczas minusowej temperatury oraz śniegu, który z minuty na minutę poczynał sypać coraz mocniej, świadoma decyzja o samotnym spacerze po odległości około dwóch kilometrów to iście niespotykane zjawisko, jednakże Bakehyun nigdy nie należał do osób, które poddawały się przeszkodom postawionym na jego drodze. Rownież zepsuty autbus nie mógł być dla niego przeszkodą, dlatego też, kiedy zimny popwiew wiatru uderzył w jego rumiane policzki westchnął i zeskoczył ze stopnia.
Popołudnie było szare, ponure, pozbawione koloru i namiastk radości, które czuło się przed nadchodzącymi świętami. Przynajmniej dla Baekhyuna, któy patrząc na porozwieszane ozdoby pomiędzy ulicznymi lapami i kolorowe lampki zwisające z pokrytych śniegiem dachów lub wyglądały na zmarznięty swiat zza okna ciepłego salonu, nie czuł nic.
Nie uszedł więcej niż szesnastu kroków, gdy czyjaś dłoń pochwyciła jego ramię i odwróciła do siebie. Baekhyun otworzył szeoko oczy, zaskoczony, pozwalając się porwać nagłym zastrzyku adrenaliny i odepchnął od siebie domniemanego oprawcę, który wywijając rękami do tyłu, padł na jedną z zasp utoworznych przez wiatr na brzegu chodnika.
Baekhyun zasłonił usta dłońmi rozpoznając w poczerwieniałej ze złości i zimna twarzy nieznajomego, z którym kilka godzin wcześniej dane było mu się spotkać w kawiarnii.
- O cholera,  przepraszam - powiedział od razu, ruszając na pomoc leżącemu. ochwycił jego dłoń i pociągnął w swoją stonę, jednak ku ich pechowi, a może i przeznaczenu, mogącym maczać  w tym swoje palce, powierzchnia, na któej stali, a którą przykrywała mała warstwa śniegu okazała się być kałużą, skutą przez mróz na lód. Jego buty nie sprawdziwł się również tym razem, a  Baekhyun padł na ziemię, wcześniej widząc jak świat miga mu przed oczami, a wszechobecne lampki porozwieszane gdzie tylko człowiek mógł sięgnąć stają się kolorowymi smugami i plamami. Nieznajomy znalzał się obok niego, wydając przy tym zduszony dźwięk.  
Leżeli w ciszy, podczas której Baekhyun wykorzystał w myślach cały swój zasób oraz znajomość obelg, kierowanych w stronę kałuż, które zdawały się obrać cel na ten dzień w stawaniu mu na drodze. Słyszał ciche śmiechy, dobiegające  niedaleka, jednak nikt nie zdawał się być chętny by pomóc dwóm ofiarom okropnej zimy, które przykrywała kolejna warstwa śniegu padająca z nieba. Baekhyun był zirytowany, okropnie zirytowany. I byłby zirytowany dalej, jednak nagły wybuch śmiechu chłopaka, któy podzielał z nim wypadek, rozwiał jego ciemną aurę.
Zaczął się śmiać, a śmiech ich rozproszył ciężką ciszę przerywaną przez przejeżdżajace auta. Przekręcił  się na brzuch i podparł na dłoniach, czując jak zimno boleśnie wchodzi mu pod paznokcie. Spojrzał na nieznajomego, który w tym momencie włosy pokryte miał śniegiem, a mokre kosmyki poprzyklejane do twarzy. Jego szeroki uśmiech jednak przeganiał złość która wcześniej zdawała się rysować rumieńce na policzkach. Mężczyzna poszedł w ślady Baekhyuna, podnosząc się ostrożnie z oblodzonego chodnika i kiedy znalazł się już na bezpiecznym podłoży potarł dłonie o siebie, rozglądając się na boki. Baekhyun zaś w tym czasie wytrzepał spodnie oraz kurtkę z niepotrzebnego śniegu i sprawdziwszy kieszenie otworzył szeroko oczy. Jego komórka zniknęła.
I tak szybko jak zniknęła, pojawiła się. W dłoniach mężczyzny,  który wyprostowawszy się, sprawił, że Baekhyun musiał zadrzeć głowę ku górze.
- Jesteś naprawdę nieuważny. - powiedział niskim głosem z nutą rozbawienia, wręczając mu pokryty kropelkami wody telefon - Zostawiłeś ją w autobusie.

To, dlaczego ruszyli w tę samą stronę, wzrokiem widząc jak zastępczy autobus zatrzymuje się na skrzyżowaniu kilkanaście metrów dalej, nie było dla nich w pełni wiadome. Oboje z nosami schowanymi w szaliku, a w przypadku Chanyeola, jak później się okazało, za kołnierzem puchowej kurtki, szli w ciszy ramię w ramię nie wymieniając się niczym więcej niż imionami. Dopiero kiedy Baekhyun postanowił wyjąć słuchawki i mieć nadzieję, że jego komórka będzie w stanie działać po spotkaniu z lodem, śniegiem i pechem, który zdawał  się siedzieć na jego ramionach od rana, Chanyeol westchnął.
- Spotykamy się po raz trzeci i po raz trzeci wyświadczyłem ci przysługę. - powiedział, patrząc przed siebie. Światła nadjeżdżającego z naprzeciwka auta oślepiły ich oczy na którki moment. Baekhyun schował słuchawki, unosząc brwi.
- Co w związku z tym? - spytał, niepewny co zaraz powinno nastąpić.
- Powinieneś postawić mi kawę - poniformował go wyższy, a jego loki prouszyły się pd wpływe wieczornego wiatru. Baekhyun prychnął, a Chanyeol parsknął śmiechem.
Podczas gdy zapewne Chanyeol oraz wszyscy jego rówieśnicy oraz osoby znajdujące się w kręgu zainteresowania pod względem wieku brały czynny udział w życiu twarzyskim, Baekhyun siedział w pokoju popijając kawę i studiując notatki z zajęć raz ucząc się do egzaminów. Co z kolei wiązało się z brakiem doświadczenia z obcowaniem z ludźmi. Nie była to wada ani problem, jednakże podczas gdy obca osoba mówiła słowa takie, jakie wypowiedział Chanyeol, Baekhyun czuł się niepewnie.
- Cóż... Nie mam pieniędzy na kawę dla dwojga. - odparł spokojnym tonem, nie podnosząc wzroku na wższego. - Jednakże oddałeś moją komórkę, więc mogę odpłacić się kawą zrobioną przeze mnie.
Sowa te najwidczniej zaciekawiły chłopaka, bo przystanął.
- Zapraszasz obcego do siebie? - spytał ze zdziwieniem w głosie, a Baekhyun, choć spdziewał się pytania "Potrafisz robić kawę?", przytaknął.
W głowie miał obraz Jongdae, najprawdopodobniej siedzącego na kanapie z butelką wody na kanapie. Jeśli wierzyć tygodniowym podbojom barów oraz stanu w jakim znajdował się zanim Baekhyun wyszedł z mieszkania, tego dnia był czas regeneracji organizmu, podczas którego nie jadł i pił jedynie wodę, czego Baekhyun nie popierał. Jednakże już dawno stracił cierpliwość do jego osoby i zachowania, więc w tej kwestii się nie spierał. Dlatego też w jego głowie narodziła się myśl, w której nowo poznany Chanyeol był głównym bohaterem.
- Jeśli tak mogę ci się odwdzięczyć za te trzy drobnostki... Tak, zapraszam cię do siebie - przytaknął zbierając się na odwagę, by spojrzeć na tego chłopaka, który chwilę wcześniej swoich głośnym śmiechem przegonił zirytwanie Baekhyuna.
Jongdae tego potrzebował.
Potrzebował śmiechu.






Downtown: #4 Smile on my face

Zegar wskazał godzinę szesnastą trzynaście, gdy Baekhyun po raz kolejny wybrał numer z leżącej przed nim żółtej karteczki. Dzień ten należał do dni, podczas których czas przelatuje przez palce, a człowiek mimo wszelkich starań nie potrafi go uchwycić i zatrzymać dla siebie. Baekhyun był zdania, że każdemu należy się choć kilka chwil podczas takich dni jak ten, gdy słońće przemyka niezauważone przez niebo, a wiatr zapomina o drzewach, których liście poruszył kilka chwil wcześniej.
  Dlatego też klka minut wcześniej Baekhyun postanowił ująć swój własny czas i wyjął z kieszeni kurtki żółtą karteczkę złożoną na trzy z pięknie napisanymi słowami oraz rzędem cyfr.
- Zostaw wiadomość po usłyszeniu sygn- - powiedział mechaniczny kobiecy głos zanim chłopak ze zbyt dużą siłą wcisnął czerwoną słuchawkę. Pożerała go ciekawość, a pytania, która tańczyły wokół jego głowy  nie dawały mu spokoju. Nie dawały mu spokoju aż do momentu, w którym zegar wybił piętnaście po szesnastej, a wszystkie układanki, tak, zdałoby się, oczywistej układanki wskoczyły na swoje miejsce dając mu obraz wypełniony soczystymi kolorami, bez ani jednego znaku zapytania.
- Minseok - powiedział, a jego glos zawisł w udomowionej ciszy mieszkania.


Dzień osiemnasty grudnia, kiedy to czas biegł nieznośnie szybko skłaniał się ku wieczorowi, a słońce schowane za chmurami ustępowało nieba nadchodzącemu ksiezycowi oraz jego gwiazdom. Śnieg nie padał od dwóch dni, najwidoczniej uważając, że owalił dobrą robotę zasypując wczesniej chodniki ulice śniegiem tak ciężkim, że odśnieżarki pracowały całą noc, by stworzyć niewyobrażalne zaspy na chodnikach i umożliwić przejazd autom i autobusom z wiecznie spieszącymi się gdzieś ludźmi. Jongdae tego wieczoru oglądał świat z mniejszą niehęcią do zimy niż zwykle. Siedział przy oknie z dłonią wspartąna szybie niczym małe dziecko i obserwował osiadające na parapecie i zewnętrznej stronie płatki. Teraz jednak, dwa dni później, po śniegu nie było śladu, przynajmniej po tym padającym, bo ten, który zalegał na ziemi nadal było widać i nadal rozjaśniał wieczory.
On zaś z Chanyolem u boku kroczył powoli poprzez park pogrążony w ciszy. Mróz trzeszczał pod podeszwami butów, a obłoki ich oddechów wzbijały się ku czystemu niebu. Ten wieczór był w swej prostocie i zwykłości idealny. Jongdae nie czuł ciężaru, który spoczywał na jego ramionach przez ostatnie kilka tygodni, podczas których zmagał się z niewyobrażalnym bólem serca. Ów ból w tym momencie został przykryty uczuciem spokoju znajdującym się w delikatnym uśmiechu Chanyeola oraz jego czułm spojrzeniu.


- Um... Cześć, Minseok. - Baekhyun westchnął, opierając przedramię o futrynę balkonowych drzwi. Jego oczy wpatrzone były w malujące się pomarańcze i róże na horyzoncie zimowego nieba. - To ja, Baekhyun, na pewno mnie pamiętasz. Zostawiłem ostatnio twojemu... przyjacielowi kartkę. Dziękuję, że próbowałeś się ze mną skontaktować, bo dzieje się coś złego. Potrzebuję twojej pomocy. Jeżeli będziesz mógł się ze mną spotkać wyślij mi adres i godzinę. Dostosuję się.
Rozłączył się i westchnął po raz kolejny. Niebo ciemniało z każdą kolejną minutą, a barwy zachodu zamieniały się na jednolity granat i połyskujące nań gwiazdy. Noc zapowiadała się pięknie, mimo że była dopiero szesnasta.
Baekhyun oderwał wzrok od widoku rozpościerającego się z okna siódmego piętra i spojrzał na zegarek. Jego wskazówki drgały, z każdą sekundą poruszając się coraz dalej, boleśnie przypominając o nnieustępliwości czasu. Takich dni w roku było wiele, jednak dopiero teraz, pod koniec grudnia Baekhyun poczuł przytłaczającą samotność goszczącą w jego czterech ścianach i spokój towarzyszący mu na myśl, że Jongdae jest bezpieczny w towarzystwie Chanyeola aniżelu alkoholu i ludzi, którzy jedynie czyhali na jego potknięcie, a takich, jak przypuszczał, było wielu. Odwrócił się od okna i spojrzał na rzucany przez siebie cień, po czym ruszył w stronę kuchni i zapalił światło. Blady blask jednej żarówki skąpał sół, krzesła oraz najbliższe otoczenie. Baekhyun pomyślał o herbacie, pomyślał o kawię, a potem włączył ekspres.



- Nie wiedziałem, że lubisz kiermasze.
Stali na skrzyżowaniu dwóch niewielkich dróżek tworzonych przez stragany ustawione w równych rzędach. Zewsząd unosił się zapach drożdżowego ciasta wypiekanoego w wielkich gazowych piecach, serów i gorącej czekolady. Kolory lapek zmieniały się co kilka sekund dając najprawdziwszy pokaz kolorów, którym Jongdae przypatrywał się z największym zachwytem.
- Zawsze, gdy nadchodziły święta wybierałem się na nie z Baekhyunem, by kupić prezenty dla bliskich - wyjaśnił, podchodząc do najbliższego straganu z ręcznie plecionymi słomianymi ozdobami na choinkę. Wziął w dłonie niewielką gwiazdkę i spojrzał na chłopaka. Chanyeol przypatrwał mu się z conajmniej rozbawieniem, ale i czystym zaciekawieniem.   - Baekhyun co roku dostaje ode mnie ozdoby, które trzyma a swojej półce w pokoju. Zwykle są to słomiane zawieszki lub figurki z krohmalonej koronki, a  Jongin dostaje płyty z muzyką.
- Jongin? To ten współlokator, o którym wspominałeś? - Chanyeol zmarszczył brwi, biorąc w dłonie slomianego aniołka z paciorkowatymi oczami i brokatem na skraju  sukni. Aniołek uśmiechał się do niego nitkowymi czerwonymi ustami, a jego włosy stanowiły jedynie kilka splątanych ze sobą słomek. Jongdae pokiwał głową, a jego włosy zafalowały pod wpływem tego gestu.
- Jest naszym współlokatorem.  Często go nie ma, ponieważ jego grafik na to nie pozwala. - wyjaśnił, przebiegając wzrokiem po kolejnych wymyślnych ozdobach. Gwiazdki, aniołki, choinki i bombki posypane brokatem mieniły się w kolorowym blasku lampek ozbadiających kolejne stoisko.
- Grafik? - usłyszał głos Chanyeola oraz poczuł jego wzrok na swojej małej postaci. Po raz  kolejny kiwnął głową z dumnym uśmiechem.
- Jongin studiuje historię sztuki i uczy się w szkole tanecznej. Niemal o każdej porze roku wjeżdża na konkursy lub kursy kolejnych stylów. Jest naprawde ambitny. - powiedział, odkładając gwiazdkę na swoje miejsce.
- A Baekhyun? Co on studiuje? - spytał, uprzednio wręczając straganiarzowi kwotę odpowiednią dwóm aniołkom z koronki.  Jongdae ruszył  ku kolejnemu stoisku, z którego zapach wanilii wabił od samego początku ich małej wędrówki.
- Kryminologię. - odpowiedział, wsuwając dłonie w kieszenie kurtki. - Nie rozumiem tego, ponieważ on nawet tego nie lubi. Nie wyobrażam sobie Baekhyuna pracującego jako patolog sądowy. - przyznał, nie kryjąc lekkiego rozbawienia w głosie. - Kocham go i wierzę w niego, ale myślę, że jest stworzony do wyższych celów niż rozkrajanie trupów. - mówiąc to, spojrzał na Chanyeola, który w mgnieniu oka zniknął z pola jego widzenia. Mianowicie jego uwagę przykuło stoisko stojącego na przeciwko przyczepy z aromatycznymi smakołykami. Na jego blatach rozłożone były szmaciane lalki z wełnianymi blond lub rudymi włosami wystającymi spod świątecznej czapeczki. Każda z nich miała wyszyte piegi oraz guzikowate oczy i wymalowane czerwienią małe usta. Jedną z nich, wydawałoby się najmniejszą, lecz najdokładniej wykonaną trzymał w dłoniach, a jego palce delikatnie przebiegał przez wełniane blond kosmyki.
- Hej, przepraszam, jeśli przynudzam. - powiedział Jongdae, przystając obok niego. Chanyeol drgnął, uśmiech nagle zniknął z ust zastąpiony widocznym zmieszaniem, na któego widok Jongdae parsknął cichym śmiechem. - Nic się nie stało, jest naprawdę śliczna.
Chłopak pokiwał głową a jego palce niemal z czułością pogładziły wełniane kosmyki.
- Chcesz ją kupić? - zapytał Jongdae.
Chanyeol pokiwał głową w taki sposób jakby już dano podjął decyzję, a Jongdae pomyślał, że to naprawdę zabawne, by dorosły mężczyzna reagował iskierkami w oczach na widok szmacianej laleczki. Mimo to, poczuł również, że widok ten sprawia mu przyjemność, a przyjemne ciepło otacza jego serce i zamyka w swoich ramionach.
W tym momencie pomyślał, że mógłby naprawdę polubić Chanyeola.
I myśl ta nie opuszczała go nawet wtedy, gdy opuszczali kiermasz uzbrojeni w dwa drożdzowe ciasta o cynamonowym smaku i przyjemnym cieple, ponieważ tylko na gorąco smakowały odpowiednio dobrze, zwłaszcza w tak mroźne dni. Chanyeol szedł obok niego w zupełnej ciszy, która nawet przez moment nie okazywala się być niezręczna, zajadając parujące skrawki ciasta.I cisza ta trwałąby wieczność, gdyby nie Chanyeol.
- Wiesz w jaki sposób powstają? - spytał nagle gestem głowy wskazując na parujące zawiniątko. Jongdae potrząsnął głową, nie dlatego, że nie wiedział, choć taka była prawda, a po to, by pozbyć się myśli wędrujących mu po głowie.  Chanyeol widząc to uśmiechnął się  do tej pory najszerszym uśmiechem, a jego wzrok powędrował na opustoszałą uliczkę, którą mieli dojść do głównej drogi, a potem prosto pod blok. - Na początku musisz zmieszać wszystkie składniki. - powiedział poważnym, rzeczowym tonem powodując tym samym parsknięcie śmiechem Jongdae - Dlaczego się śmiejesz? - spytał zaskoczony - Składniki to ważna rzecz, bez tego nic nie powstanie. - dodał, lecz Jongdae ujrzał wędrujący po jego twarzy uśmiech. - Później, gdy ciasto zostaje wyrobione przez maszynę, musisz je wyjąć, wyporcjować kawałeczki o podobnej masie, uformować kulkę i zawinąć w woreczku.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie wyschną, gdy będziesz czekał aż urosną. - wyjaśnił, urywając kolejny kawałek ciasta. Tym razem jednak podtykając go pod usta zaskoczonego tym czynem chłopaka. Jongdae spojrzał na jego twarz niepewnie, a gdy w odopwiedzi otrzymał jedynie zachęcające skinienie głową, ujął kawałek w palce i posłał drugiemu uśmiech. - Potem ciasto te wałkujesz w dłoniach, robiąc dość długi rulon i owijasz nim wałek. Następnie pozostawiasz to na kilkanaście minut w ciepłej temperaturze, by wyrosnęło.
- Wydajesz się znać na tego typu rzeczach...
- Na robieniu ciasta? - spojrzał na chłopaka z widocznym rozbawieniem w oczach. - Pracowałem w tym kiedyś, zanim przeniosłem się do biblioteki.
Jongdae kiwnął głową, a jego usta rozciągnęły się w uśmiechu. Mały błysk w oku chłopaka spodobał mu się na tyle, by chciał zobaczyć go jeszcze raz. Dlatego też podjęty przez niego temat nie miał końca, a zaczęło się od zwykłego "Lubisz gotować?"
Chanyeol lubił gotować, owszem. Lubił gotować, piec, był niemal idealny pod tym względem, a przynajmniej on sam tak twierdził.
- Wiedza, którą przyswajasz, gdy poznajesz się z jedzeniem może być dla ciebie przydatna już zawsze - powiedział, kiedy przechodzili przez pustą ulicę. Lampy aut majaczyły na horyzoncie, ale były zbyt daleko, by ktokolwiek mógł ich obojga zauważyć. Jongdae słuchał go, a słuchanie tego, w jaki sposób Chanyeol mówił o swojej, jak się domyślał, pasji była dla niego nie lada przyjemnością, choć zwykle należał do rozgadanych osób aniżeli słuchaczy.
- Na przykład? - spytał, spoglądając na chodnik. Palce Chanyeola wystawały spod długich rękawów brązowego płaszcza, ściskajac dłoń laleczki. Gdyby tylko odrobinę przesunął swoją dłoń mógłby ująć drugą dłoń laleczki, ale czuł obawy. Nieuzasadnione obawy. Tak dawno nie trzymał nikogo za dłoń.
- Na przykład mogę się popisać wiedzą mówiącą o powstawaniu sera cammembert przed takim jednym fajnym chłopakiem - odpowiedział, a jego śmiech zadźwięczał w uszach chłopaka w przyjemny sposób. Chanyeol szturchnął go delikatnie łokciem w bok i Jongde po raz pierwszy od dawna poczuł jak mimo panującego zewsząd zimna robi mu się ciepło, a ciepło to pochodzi z wnętrza i wylewa się na jego uszy i policzki.

Noc minęła. Nastał poranek a wraz z nim przyszły nowe opady śniegu. Tej nocy Baekhyun nie spał, zasypiał na kilka chwil tylko po to, by budzić się przez szelest pościeli lub przejeżdżające  w dole auto. Tej nocy Baekhyun spędził czas rozmyślając, a napływające do jego umysłu obrazy skutecznie uniemożliwiały mu zatracenie się w sennej przyjemności. Z uciechą pomiędzy biciami serca, a oddechem powitał godzinę szóstą trzynaście oraz... nieodebrane połączenie. Nie wiedział w jaki sposób mógł ominąć dzwoniący telefon, przypuszczał, żę stało sie to w momencie, gdy zasypiał, a potem, zbyt zaaferowany kolejnym wspomnieniem, nie zwrócił uwagi na migającą  kontrolkę.
Baekhyun podniósł się na łokciu i odblokował komórkę mrużąc powieki, gdy blask wyświetlacza oślepił jego oczy zanim zdążył zmienić jasność ekranu. Zmrużył oczy, czując jak te pieką go ze zmęczenia. Obok ikonki nieodebranego połączenia widniała również kopera informująca o esemesie.
"Z tej storny Kim Junmyeon, "kolega" Minseoka, o którym mówiłeś we wczorajszej wiadomości. Obecnie przebywam w Japonii. Gdy wrócę spotkajmy się w MilkyWay Cafe, poniważ to jedno z miejsc, które dobrze znam. Zależy mi na dyskrecji."
Baekhyun ziewnął przeciągle, kładąc się na plecy z uczuciem zdziwienia gdzieś w kącie jego umysłu. Wystukał wiadomość, nawet nie łudząc się, że otrzyma szybką odpowiedź i odłożył komórkę na bok. Całe zmęczenie nagle uciekło gdzieś poza zimną powierzchnię oddzielająca go od wolności i świata pogrążonego w zaspach śniegu. Jeżeli Chanyeol nie będzie mógł  z jakiegoś powodu pomóc Jongdae, Baekhyun sam to zrobi. Czuł to, ponieważ nie był kimś, kto pozostawia swojego przyjaciela. Już nie.



Jongdae wszedł do mieszkania stawiając kroki tak cicho jak tylko jego stan mógł mu pozwolić. Mieszkanie skąpane było w mroku nocy i tylko lampa lawa - ostatnia zdobycz Baekhyuna na letnim bazarku - spowijała bladą zielkonkawą poświatą róg salonu. Jongdae czuł zawroty głowy i czuł się przegranym. Przegranym po raz kolejny. Uczucie te władało całym nim, przyćmiewało każdą z innych niż zdezorientowanie emocji.
A przecież tego dnia, jeszcze niedawno trzymał dłoń laleczki, a potem trzymał dłoń Chanyeola. Ta dłoń, choć zbyt duża by mógł ją pojąć wygodnie swoją, była tak ciepła, a jego uśmiech był tak szeroki, tak jak Jongdae czuł się przegrany teraz, po kilku shotach w pobliskim barze.
Coś, co nim sterowało krzyczało w jego umyśle, że nie powinien tego zrobić, że nie powinien tak łatwo odpuszczać, że powinien nadal pozostać głupim dzieciakiem ze złamanym sercem.
W tym momencie, gdzieś pomiędzy nieporadnym ściąganiem butów ze stóp, a zdjęciem rękawiczek z dłoni Jongdae po raz kolejny poczuł nienawiść i czuł ją nawet wtedy, gdy kilka godzin później Bakehyun pytał czy słyszał dziwny hałas nad ranem. Lecz tym razem nienawiść ta nie miała aż tak intensywnego koloru, pulsowała w nim beżem i bielą, czasami przyprawiając go o wyrzuty sumienia, a czasami podjudzając go do dalszej, głębszej nienawiści samego siebie.


- Twoja randka była nieudana? - głos Baekhyuna powędrował pomiędzy rozpostartymi gałązkami sztucznej choinki do stojacego za nią Jongdae. Było to jedno z przyjemniejszych popołudnii w całej zimie, podczas których ludzie zaszywali się w mieszkaniach przygotowując się do świąt. Kalendarz odliczał dni do tego konkretnego, a zegar godziny do pojawienia sie pierwszej gwiazdki.
- Nie - odparł, wyjmując z kartonowego pudła podłużną, szpiczastą bomkę z wymalowanymi nań fioletowymi wzorami. Baekhyun spojrzał na chłopaka wymownie i tylko to wystarczyło, by Jongdae opuścił dłoń i westchnął. Ich choinka była ubrana tylko w połowie - dwa kartony bombek i ozdób czekały na rozpakowanie, podczas gdy Baekhyun po prostu przyglądał się pracy jego wspólokatora, wiedząc, że jeśli będzie zajmował się adresowaniem kartek pocztowych oraz listów z życzeniami, ten będzie odczuwał frajdę przez dłuższy czas. Jongdae czasami był niczym dziecko, zwłaszcza w święta. Tym razem jednak na jego twarzy wymalowana była niepewność, a oczy, które poprzedniego dnia chwilę przed wyjściem na spacer zaczynały migotać migotaniem tak znajomym dla starego Jongdae, teraz znów patrzyły na niego przygaszone. Baekhyun poklepał miejsce obok siebie i odłożył pióro na szklany stolik.
- Nie wiem jak powinienem się czuć - przyznał Jongdae, siadając obok niego. Oparł plecy o kanapę, a jego palce nerwowo gładziły powieszchnie bombki.
- Chanyeol jest zbyt szybki?- spytał Baekhyun skupiając cał awoją uwagę na patrzącycm w przestrzeń chłopaku. Ten pokręcił głową.
- Trzymaliśmy się za ręce. Nic poza tym
- Więc w czym problem, Dae?
Zanim Jongdae odpowiedział minęło dokładnie półtorej minuty podczas której na jego twarzy rozpętała się istna bitwa emocji. Jego usta - raz zaścinięte, a raz rozchylone w gotowości, by wylać z siebie potok słów  - milczały, a oczy nadal wpatrzone w jede punkt przed nimi gościły zmarszczone kąciki i uniesone brwi, lecz tylko  na moment, by po dłuższej chwili Jongdae całkowcie się poddał.
- KIedy patrzyłem jak odchodzi dopadły mnie wyrzuty sumienia - wmamrotał, spuszczając wzrok na bombkę. Zacisnął usta, by po chwili spojrzeć na Baekhyuna. - To... Pomyślałem o tym jak poczułby się Minseok, gdyby wiedział, że jestem na randce z innym, że trzymam jego dłonie i patrzę na niego tak.. Tak jak na Minseoka - mówiąc to Baekhyun mógł poczuć jak bardzo wymęczone jest serce Jongdae. - Poszedłem do baru i...
I Baekhyun znał zakończnie tej historii. I tak jak szybko zrozumiał co chłoak ma na myśli tak szybko wyciągnął w jego stronę ramiona. Mimo wszystko, przypuszczał, zgadywał jak się czuję i mimo wszystko, zgadywał, że potrzebuje bliskości.
- W porządku, Dae - powiedział, objemując chłopaka - Wszystko w porządku.
- Jutro wyjadę. - odparł drugi, zamykając oczy, a jego głowa spoczęła na torsie Baekhyuna -  Rozmawiałem z rodzicami, pozwolą mi spędzić u siebie święta. Przepraszam, że cię zostawiam
Kąciki ust Baekhyuna drgnęły.
- Nie przepraszaj mnie za to, głupku - powiedział, czując jak jego serce powstrzymuje łzy. I tak oto, Baekhyun, który odporny był na senne koszmary i krzywdę nawiedzającą go co noc został zgładzony przez cztery słowa - Powinieneś odpocząć, a święta z rodziną dadzą ci duzo energii. - powiedział, a jego palce przebiegły pomiędzy kosmykami włosów młodszego. - Nie przepraszaj mnie
Jongdae uśmiechnął się, choć Baekhyun nie mógł tego ujrzeć i wydawałoby się, że jego ramiona stały się lżejsze o jedno zmartwienie.
Wszystko będzie dobrze.


Pierwszego dnia świąt, czyli niecały tydzień po ostatnim telefonie do domniemanego Minseoka, Baekhyun odnalazł się w pustym mieszkaniu otoczony ciszą i względnym, zdawałoby się, złudnym spokojem. Jak podczas burzy, kiedy od kolejnego wyładowania pozostał jedynie urywek sekundy, a świat zamiera, by po chwili ożyć z podwójną mocą. Tym razem jednak nie było światła, nie było błysku, a chmury za oknem, owszem - ciemne, grube i ciężkie - były chmurami śniegowymi, z których lada chwila miał zacząć padać śnieg.
Pierwszego dnia świąt Baekhyun ujął kubek z kawą i usiadł na parapecie. Zamknął oczy, czując przyjemnie kontrastujący z jego skórą chłód szyby. Tego dnia, gdy mijała trzecia doba nieobecności Jongdae, Baekhyun czuł jak cisza ciąży mu na barkach. W ciszy tej nie potrafił zebrać myśli ani skupić się na czytanych notatkach, była niczym kula u nogi uciekiniera. Dlatego też oglądał świat skąpany w mroku zimnowego wieczora upstrzonego słabym światłem ulicznych lamp odliczając kolejne dni do porotu przyjaciela. Jednego, a później drugiego, bowiem, kiedy obudziło go poranne połączenie przychodzące, miał ochotę roztrzaskać komórkę o ścianę. Szybko zrezygnował z tego pomysłu, gdy ujrzał na wyświetlaczu imię Jongina jego usta rozciągneły się w najszerszym tego dnia uśmiechu.
"Wracam w styczniu"
Słowa te były niczym zwiastowanie idealnego tygodnia, zwłaszcza, że z kalendarza machał do niego poniedziałek.
Dlatego też Baekhyun czekał.
Baekhyun czekał całe życie.


I czekałby również tego wieczou, gdyby nie pukanie wyrwyające jego śpiącą nad notatkami postać. Baekhyun uniósł głowę






Kiedy Baekhun widział uśmiech Jongdae, czuł się szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy. Kiedy wcześniej zamiast pustego mieszkania po zajęciach odnajdował w nim chłopaka zawiniętego w koc, oglądającego kreskówki w telewizorze, czuł się jak w domu. A kiedy dołączał do nich Jongin - trzeci lokator mieszkania, którze dzielili, czuł się jak w szczęśliwej rodzinie, mimo iż każdy z nich miał swoje probemy. Jasne, każdy człowiek ma problemy, większe, mniejsze, mniej istotne, bardziej istotne. A teraz, kiedy, wydawałoby się, jeden z nich, jeden z owych problemów zdawał się machać na pożegnanie, a Chanyeol spędzał u nich coraz więcej czasu, Baekhyun mógł poczuć się niczym prawdziwy człowiek. Spokój na jego duszy nadal pozostawał zmącony, ale widok uśmiechu Jongdae, gdy siedział przytulony do Chanyeola sprawiał, że ta wzburzona tafla nagle się uspokajała i choć nie trwało to długo, Baekhun się cieszył.
Jongdae był dla niego niczym młodszy brat.
A szczęście brata było dla niego najważniejsze.
















Baekhyun wszedł do łazienki, a jej wnętrze zalały przyjemny dla oka blask kinkietów przczepionych do łączeń ścian z sufitem. Spojrzał w lustro i wzdrygnął się, gdy chłopak po drugiej stronie łypnął na niego wzrokiem podkrążonych oczu i zmęczonej twarzy. Nie patrząc na niego zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją na pralkę. Ten sam llos spotkał jego jeansowe spodnie i bieliznę. Marzył o ciepłym prysznicu i wieczorze spędzonym na parapecie z kubkiem herbaty w dłoni, jak często mu się zdarzało, kiedy to nie próbował pobudzić ostatniej śpiacej komóki do przyswojenia wiedzy.
Prysznic był dla niego czymś w rodzaju ukojenia, dotykiem czarodziejskiej różdżki, która odejmowała z jego ramion cały ciężar dnia, cały ciężar zmartwień i odciążała jego umysł, zwykle zmęczony umysł, od myśli i uczuć. Wchodząc do oszklonej kabiny zamykał się we własnym świecie, pozbawionym wszystkiego co istotne. Był tylko on i on sam na przeciwko siebie, nawet kiedy będąc nagim jego ciało pozostawało wystawione na oddziaływanie z zewnątrz, nie przejmował się tym, w końcu był sam, był on i tylko on. On i chłopak po drugiej stronie lustra, który odwrócił się do niego plecami, gdy ten zwrócił się w stronę kabiny. Żaden z nich nie obejrzał sie przez ramię. Żaden z nich nie chciał obejrzeć isę przez ramię, doskonale wiedząc, że widok pomarszczonej, nieznacznie bardziej zaróżowionej skóry mającej swój początej na ramieniu, biegnącej wzdłuż łopatki


















Jongdae wszedł do mieszkania w momencie, gdy Baekhyun wyłączał światło w kuchni. Słysząc nagły ruch w przedpokoju ponownie je zapalalił, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, gdy widząc wchodzącą do środka dwójkę zauważył również szeroki uśmiech Jongdae. Zegar wybijał właśnie dziesięć po dwudziestej, a okna salonu wychodzące na północ ugościły pierwsze płatki padającego śniegu. Radio znów się myliło, ale nie było to niczym niespodziewanym. Ich progznozy często bywały złudne i błędne.
Baekhyun przechylił głowę i wykonał nią delikatny gest.
- Jak było na randce? - spytał bez ogródek.
Jongdae zaśmiał się nerwowwo, chowając swoją twarz za ściąganą właśnie kurtką korzystając ze sposobności, by odwiesić ją na wieszak i jednocześnie nie zostać przyłapanym przez czujne oczy Baekhyuna.  Chanyeol zaś zaśmiał się cicho i zmierzwił włosy Jongdae w delikatnym geście.
- Dobrze. Jongdae sprzedał mi kilka informacji o was, więc mogę się czuć niczym wasz przyjaciel - powiedział, a Baekhyun uśmiechnął się szeroko. Odchrząknął cicho, zasłaniając jenocześnie usta i pokiwał głową. Posiadanie samozwańczego przyjaciela było w porządku, póki sam przyjaciel był  w porządku. Chanyeol lubił kawę, książki no i Jongdae, dlatego też Baekhyun, mimo dziwnego przeczucia, nie miał zamiaru się o to kłocić.
- Mam nadzieję, że nie powiedział ci nic niestosownego o mnie lub Jonginie - Baekhyun poruszył się nieznacznie, dyskrenym gestem ramion próbując zdjąć z nich nieznane uczucie.  W odpowiedzi dostał kolejny krótki śmiech.
- Możesz być spokojny, nie wiem jaki kolor bielizny masz na sobie.
Tym razem Baekhyun musiał odwrócić wzrok, jednak nie z powodu uczucia zakłopotania czy zażenowiania. Sposób w jaki Chanyeol wypowiedział te słowa sprawił, że ten miał ochotę parsknąć śmiechem
- Nie będzie ci przeszkadzać, jeśli Chanyeol zostanie na herbacie? - Jongdae wyjrzał zza .









Downtown: #3 Sign


Jongdae pozowlił sie ubrać, osuszyć oraz wykazał chęć pójścia do łóżka, ale tylko pod warunkiem, zaznaczył, że Chanyeol pójdzie wraz z nim. Dlatego też kilkanaście niedługich minut późnej Baekhun siedział w kuchni wpatrując się w drzwi pokoju z uczuciem kiełkującym w głębi niego. Uczucie te, niby nieznane, wydawało się być niczym przyjaciel z dzieciństwa odwiedzający nasze progi po latach wypełnionych historiami, którymi mieli podzielić się przy piwie oraz solonych orzeszkach. Pozostawało znajome, jednak inne, jakby zupełnie obce, będąc jednocześnie czymś za czym Baekhyun tęsknił. Lub nie tęsknił. Za wcześnie na takie osądy, stwierdził, gdy drzwi zaskrzypiały. Odłożył to zmartwienie na bok, skupiając się na połyskujących w świetle lampy okularach Chanyeola.

Kilka godzin później leżał w łóżku okryty przyjemnym ciepłem kołdry i opadającymi powiekami. Zjawisko senności przyszło do niego po raz pierwszy od bardzo dawna, zuepłnie jakby na ten wieczór pozbył się łańcuchów, ktore ową senność trzymały z dala od niego. Śnieg prószył za oknem, nanoszonym nań przez północny wiatr, a w oddali unosił się dźwięk dzwoneczków poprzywieszanych do okiennic. Ale te dźwięki go nie dotyczyły. Nie dotyczyło go również nieprzyjemne szemranie w sercu, które odepchnął "na później" Noc za oknem, w przeciwieńśtwie do pogrążonego w ciszy pokoju była zimna. Szrok począł malować kolejne wzory na szybie, popisując się swoją zwinnością godną najprawdziwszego malarza. Baekhyun zasnął, gdy zegar wybił pierwszą piętnaście. W końcu poczuł się spokojny.
***
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami. Ozdoby świąteczne wołały do niego  wszystkich stron; upstrzone w kolorowe migające lampki, rozdzwonione dzwoneczki dało się słyszeć w każdym zakamarku miasta, nawet w poczekalniach u lekarzy, gdzie zwylkle panowała grobowa cisza.  Zewsząd również dało się wyczuć napiętą atmosferę, podsycaną frustracją i zniecierpliwieniem. Matki obładowane zakupami nawołaywały za dziećmi, ślizgajaćymi się po oblododznych chodnikach i zamarzniętych kałużach,  które uważały to za naprawdę świetną zabawę. Co rusz słuchać było, poczynając od czułych: "Minnie, skarbie, chodź do mamy, bo upadniesz i się poobijasz", poprzez zwyczajne: "Minmin, wracaj, bo  zły pan przyjdzie i cię zabierze" aż do stanowczych: "Lee Minwoo, jeżeli w tej chwili nie podniesiesz swojej maskotki, pojdę sobie do domu bez ciebie!". Gdzie byli ich ojcowie? Prawdopodobnie dorabiali nadgodziny, by te niewdzięczne  kreatury miały o jedną zabawkę pod choinką więcej.
- Niedorzeczne. - mruknął Baekhyun, obserwując rozgywającą się przed nim scenę. Mróz szczypał w policzki i malował nosy na różowo. Osiadał na nitkach szalików oraz czapek bezceremonioalnie niczym dawno zaproszony gość. Baekhyun wsunął dłonie do kieszeni, odwracając wzrok od niewysokiej kobiety ubranej w kremowy płaszcz i opatulonego we wszystko co możliwe zawiniątka kręcącego się pod jej nogami. "Hayi, bądź grzeczna, mama próbuje wybrać ozdoby na choinkę", powtarzała jej, po czym wzdychała ze zrezygnowaniem, gdy dziewczynka zrzuciła kolejne świecidełka i słomiane aniołki leżące na niższej półeczce straganu. Baekhyuna w końcu przestała bawić mina straganiarza, który łypał złowrogo na dzieco przy każdym jego gwałtowniejszym ruchu oraz okrzyku; "Mamo, zobacz jakie piękne!", a czerwień na jego twarzy zdawała się mieć swoje źródło z irytacji aniżeli mrozu.
Baekhyun spojrzał na snop ciepłego świała wylewający się przez szklane drzwi kawiarnii, niemal przyjemnie kojąco otulające trzeszczący pod podeszwami śnieg. Ostatnimiczasy nie miał czasu, by zajrzeć do pani Minhee oraz jej niezdrarnego pracownika, rezerwując go dla doglądania przeziębionego Jongdae. Teraz jednak, gdy Jongdae zadeklarował samodzielność w zrobieniu herbaty, Baekhyun opóścił mieszkanie, a jego kroki powiodły go same pod drzwi MilkyWayCafe. Dopiero teraz, patrząc przez cienką granicę izolującą go od znajomych aromatów gorącej czekolady oraz ciepła trzaskającego kominka, dotarło do niego, że przy odrobinie szczęścia ponownie spotka Chanyeola. Wnet przypomniał sobie o niepokojącym uczuciu, które ogarnęło go, gdy ten, ubrany w kolorowy sweter w paski, mając na głowie burzę loków, a na nosie połyskujące okulary, opuścił pokój Jongdae. Nie pamiętał, że się tym przejmował. Wydawałoby się, że problem ten zniknął gdzieś sam w sobie.
Westchnąwszy, pchnął drzwi lokalu.
Ciepło momentalnie otuliło jego zmarznięte policzki, a zapach świeżo zaparzonej kawy oraz czekolady połechtał jego nos. Uśmiechnął się, pozostawiając za sobą cieżkie śniegowe chmury załaniające wieczorne niebo. Ciężar z jego barków, który nie był noszonymi przezeń notatkami, zniknął. W świecie MilkyWay wszystko pozostało bez zmian. Kolorowa kotara nadal upstrzona była biało-bordowymi plamkami, z sufitu zwieszały się listki jemioły, a kubki nadal prezentowały dumnie sweterki z wizerunkami bałwanków, elfów oraz reniferów. Baekhyun podszedł do lady. Ciasta prezentowały się świeżo, a strój elfa, widniejący na stojącym za ladą mężczyźnie swoiście zabawnie. Jednak właśnie ten element zniszczył całą wizję bezpiecznego świata, do którego Baekhyun powracał. Za ladą nie stała dobrze mu znana Kim Minhee z upiętymi w luźnego koka siwiejącymi włosami, lecz młody nastolatek, a delikatnych rysach twarzy i czarnych jak paciorki oczach. Wyglądał dokłanie tak samo co winowajca incydentu sprzed kilku dni, w którym ucierpiał cały zestaw wyczekiwanych salaterek. Chłopak uśmiechnął się do Baekhyuna i  uniósł dłoń w powitalnym geście.
- Awansowałeś? - spytał, zajmując swoje stałe miejsce na trzecim wysokim przesełku od prawej. Chłopak zaśmiał się, zwijając kraciastą szmatkę, którą wcześniej polerował pucharki do lodowych deserów. Przerzucił ją przez ramię i wsparł się na niższej części baru po swojej stronie.
- Owszem. - odparł
- Ominęła mnie kolejna tragedia czy już się pilnujesz?
Luhan parsknął z rozbawieniem, wracając do poprzedniej pozycji. Baekhyun widział jak porusza rękami, jednak nie dane mu było ujrzeć co ten robi. Przeszkadzała mu w tym wysoka dekoracja, postanwiona raczej umyślnie aniżeli przypadkowo, by ciekawscy klienci nie patrzyli na ręce, kiedy pani Minhee lub ten oto chłopiec popisywał się w swoich umiejętnościach malowania mlekiem. - Ominęło cię wiele rzeczy, ale tym razem nic nie stłukłem. Na przykład pytał o ciebie pewien mężczyzna. Niemal codziennie przychodził, chcąc sprawdzić czy cię nie widziałem. - przerwał, wysuwając koniuszek języka w skupieniu nad tym co tworzył. Baekhyun uniósł brwi, czując jak pewnego rodzaju uczucie uśpione przez niemal tydzień budzi się w nim do życia. Nie przyjął tego z uśmiechem.
- Czy to ten sam chłopak, który siedział ze mną, kiedy ty niemal wyleciałeś z pracy? - spytał retorycznie, bóg wie czemu, chcąc pociągnąć temat. Chłopak, który jakiś czas później przedstawił się jako Luhan, podniósł głowe. Jego czarne oczy zlustrowały Baekhyuna oceniającym spojrzeniem.
- Nie. - powiedział, sięgając po wykałaczkę.
- Nie?
- Nie. Co prawda, nosił okulary, jednakże był niski, o wiele niższy niż twój przyjaciel. No i miał proste włosy - wyjaśnił. Baekhyun zaś zmarszczył brwi. Nie należał do szczególnie populanych ludzi, więc fakt, że pośród tysięcy mieszkańców ktoś szukał właśnie jego wydał mu się conajmniej zaskakujący.
- Zostawił może jakąś wiadomość? - spytał z nadzieją, a Luhan nagle wyprostował się niczym struna. Jego oczy otworzyły się szeroko, po czym migiem zniknął za kotarą. Wrócił jeszcze szybciej niż Baekhyun zdążył zarejestrować jego nieobecność, tym razem w wolnej jego dłoni powiewała niedużej wielkości żółta karteczka, zupełnie identyczna do tej, na której pani Minhee zapisała adres Minseoka. Baekhyun obstawiał, że obie należały do tego samego bloczku. Kiedy karteczka zajęła miejsce na drewnianym błyszczącym blacie Baekhyun ujął ją w palce i z uwagą godną njawyższej rangi policjanta oglądnął ją z każdej strony. Słowa wypisane na karteczce były niemal kaligrafią. Wydawałoby się, że ów notatkę napisał wysoce postawiony biznesmen, który pragnie skontaktować isę z Baekhyunem w celu uzgodnienia spłaty państwowego długu, a jego podpis zawsze musiał wyróżniać się pośród bazgrołów innych, jednocześnie pozostając oryginalnym oraz niepowtarzalnym. Sęk w tym, że poza kilkoma wyrazami i rzędem cyfr, na karteczce nie było nic.
- "Musimy porozmawiać." - przeczytał, a nasepnie spojrzał na zacekawionego chłopaka, z widoczną niechęcią pucującego kolejną szklankę do latte. W miedzyczasie jego malunek odebrała pewna niska kobieta  - Przedstawił się? - spytał, gdy odeszła. Luhan odwrócił się, by sięgnąć po nagle pojawiającą się filiżankę z cappuccino i sięgnął po kakaową posypkę.
Luhan pokręcił głową.
- Nie, ostatniego dnia, poprosił o przekazanie wiadomości i dziś się nie pojawił - odpowiedział.. Jego oczy zaś powędrowały w stronę otwierających się drzwi kawiarnii jeszcze wcześniej niż dzwoneczki zdążyły powinformować wszystkuch wokół o nowym gościu. Luhan wydwał się być wprawiony na swój sposób z mechanizmem ludzkim wobec małej kawiarenki na rogu budynku. Odstawił szklankę, a filiżankę z pięknie wymalowanym sercem ustawił na wyższym blacie,  wabiąc gościa swoim zapachem oraz czekając jedynie na odebranie.
- Jak zwykle punktualnie. - powiedział, spoglądając na zegarek na prosty zegarek na  nadgarstku, zanim Baekhyun obrócił się, by ujrzeć szeroki uśmiech i oprawdę okularów połyskujących w świetle kolorowych lampek.

- Jak się ma Jongdae? - spytał Chanyeol, gdy kilka minut później zajęli stolik najbardziej wysunięty wstronę kominka, ozdobionego światecznymi skarpetami oraz grinlandami z kolorowego, połyskującego papieru. Na jego środku stała zapalona świeczka, która swój płomień odbijała w oprawkach oraz szkłach okularów Chanyeola. Baekyun raz po raz spoglądał na odbicie, jednak nie na długo, nie chcąc zostać przyłapanym na przypatrywaniu się, podczas gy kilka minut wcześniej obiecywał ignorować Chanyeola na rzecz nauki. Tym razem, na dźwięk pytania znieruchomiał. Róg trzymany przez niego kartki zawalował od oddechu, a wzrok powędrował na chłopaka, który trzymając w dłoniach filiżankę z wymalowanym, mlecznym sercem, bezceremonialnie wpatrywał się w niego.
- Cóż... Jongdae czuje się lepiej. - powiedział, odkładając kartkę na stolik. Na widok filiżanki Chanyeola nagle przypomniał sobie o swojej kawie. - Dwa dni później zbiliśmy gorączkę i nie pije od jakiegoś czasu. Lekarz zabronił mu mieszać antybiotyki z alkoholem, a ja usilnie staram się tego przestrzegać i karmić go najlepiej jak potrafię. - wyjaśnił spokojnym tonem głosu, który zawisł pomiędzy nimi, podczas gdy jego palce dotknęły sweterka, który przywdziewał zwykle bladoszary kubek. Chanyeol pokiwał głową, a ulga jego widoczna była nawet w delikatnym weschnieniu jakie wypuścił z ust.
- W porządku. Cieszę się, że nie skończyło się to szpitalem, a jedynie infekcją gardła - przyznał, ubierając na usta jeden ze swoich czułych uśmiechów. W głowie Baekhyuna nagle zapaliła się lampka w kolorze czerwieni tej samej, jaką widział, gdy siedzący przed nim chłopak wychodził z pokoju jego przyjaciela. Po raz kolejny jednak, nie chcąc dawać satysfakcji dziwnemu uczuciu, które opanowywało jego ciało, zignorował ją.
- A ty jak się masz? - słowa te wypadły z jego ust szybciej niż zdążył nad nimi pomyśleć. - Nie widzieliśmy się tydzień. - dodał po chwili, nie wiedząc czemu to robi. Wprawdzie cały tydzień przesiedział nad notatkami i kolejne dwa dni również miał zamiar tak spędzić, ten wieczór zaś miał był delikatną odskocznią od codzienności i znów, tak jak poprzednio, na jego drodze pojawił się wysoki czarnooki mężczyzna ze swoimi połyskującymi oprawkami i kręconymi włosami
Gdzieś pośród wirujących płatków śniegu, który począł padać właśnie w tym momencie piruet wykonał Los, a tuż po nim, w jego ramiona wpadło Poruszenie i razem odtańczli końcówkę klasycznego tańca.
Chanyeol wzruszył ramionami, upiwszy łyk kawy i odstawił filiżankę na stolik. Po chwili podparł głowę na dłoniach, swój wzrok lokując w Baekhyunie, który nadal, starał się przyglądać płomienowi świec, upewniając się, że nie jest to jedynie jego odbicie.
- Muszę przyznać, że spodziewałem się większej frekwencji młodzieży przed przerwą świąteczną w bibliotece - powiedział, a w jego głosie zabrzmiało zrezygnowanie - Ostatnie kilka dni spędziłem na spisywaniu starych książek, których językiem mało kto się posługuje, na straty oraz pozbywaniu się z nich pieczątek. - zaśmiał się cicho, choć tak naprawdę Baekhyun usłyszał jedynie pomruk - Do teraz kiedy zamykam oczy widzę rząd pięciu cyfr oraz czerwony okrąg z nazwą biblioteki.
Baekhyun zaśmiał się cicho, nie mogą się powstrzymać, gdy Chanyeol po prostu wysunął wargę i spojrzał smutno na swoją kawę, po raz pierwszy tego wieczoru odrywając wzrok od niego na dłużej niż pół minuty.
- Myślałeś, że w dobie komputerów sztuka czytania nie zanikła?
Chanyeol pokiwał głową, wzdychając po raz kolejny. Dopiero wtedy Baekhyun zrozumiał, że zachowanie chłopaka jest celowe. Może i Chanyeol potrafił emanować aurą tajemniczości i ciepła, ale zdecydowanie nie był dobrym aktorem. Gdy tylko usłyszał śmiech Baekhyuna, jego wzrok ponownie powędrował na niego, a na us tach pojawił się chaarakterystyczny już szeroki uśmiech.
- Myślałem, że ludzie cenią sobie książki, ale widząc jak rzadko drzwi dla gości wydają to przeraźliwe skrzypnięcie, straciłem nadzieję.
- Odwiedzę twoją bibliotekę, jeśli czas mi na to pozwoli. - powiedział Baekhyun, przysłuchując się własnym słowom ze zdziwieniem. Jeszcze większym dla niego zdziwieniem było przekonanie, że naprawdę ma zamiar to zrobić i zrobi to, kiedy tylko znajdzie wystarczającą ilość czasu. Miał zamiar przechadzać się pomiędzy  regałami zakurzonych książek i ksiąg, poszukując tylko sobie wiaodome tytuły tylko tylko dlatego, że sam chciał. Lub coś w jego wnętrzu chciało.
Przed jego oczami płomień świecy zadrzał pod wpływem nagłego podmuchu wiatru, który wpadł do pomieszczenia przez drzwi jako towarzysz pewnej niewysokiej kobiety w bordowym berecie, trzymającej swojego syna pod ramię. Trwao to niemal ułąmek sekundy, podczas któej Baekhyun ugodzony został pewnego rodzaju uczuciem, o którym, wydawało mu się, że dawno temu zapomniał. Drzwi się zamknęły, a płomień uspokoił. Jednak spokój owy był względny, fizycznie zniknął, rozpłynął się tak szybko jak wiatr podrygujący z płomieniem. Baekhyun miał wrażenie że owe drżenie w jakiś magiczny sposób przeniosło się z małego ognika na jego dłonie, a potem płynąc żyłami dostało sie do całego jego wnętrza i osiedliło w umyśle.
Coś byo nie tak.
Chanyeol zaś zdawał się nie zauważać nagłego poruszenia, jakie wymalowały rysy chłopaka i równie nagłego drżenia rąk. Jego wzrok nadal tkwiony był w czymś ponad ramieniemm Baekhuna, czymś co stało się naprawdę ciekawę, tak ciekawe, że zdolny był rozproszyć się na te  ważne kilka chwil, podczas któych stało się coś, co mogło zaważyć na całej najbliższej nocy.

 A jednak nie zaważyło. Dziwne uczucie okazało się być chwilowe i nie wróciło nawet wtedy, gdy obaj siedzieli w ciepłym wnętrzu auta Chanyeola z podświetlaną płytą rozdzielczą oraz cichą muzyką w tle. Baekhyun nie znał piosenki, a nazwisko wykonawcy była dla niego zupełnie obce, jednak wydawała sie być idealna do spędzenia kilku długich minut we wnętrzu auta nocną porą. Wpatrywał się w migający obok nich świat pokryty śniegiem wsłuchując się w słowa piosenki. Tego ranka radio stanowe przewidywało mocne wieczorne opady, w rezultacie których świat miało przykryć dziesięć centymetrów puchu w ciągu niecałej półtorej godziny, a Baekhyun po prostu zgodził się, by Chanyeol podrzucił go do domu, mimo że ten znajdował się niecałe trzy przecznice dalej. Wtedy jednak, gdy refren piosenki przeszedł w wolny, niemal emocjonalny rap, a wzrok Chanyeola spoczął na niedługi moment na jego osobie, poczuł dziwny spokój. Trzy przecznice zamieniło się w czternaście. Ku ich pechowi, oraz ku radości siedzącego na dachu auta Losu, korki miały niemal kilometry długości, do tego kolizje widoczne były na niemal każdej ulicy.
A śnieg sypał coraz bardziej.
- Myślę, że powinniśmy zatrzymać się tutaj i poczekać aż korek stanie się krótszy - powiedział w pewnej chwili Chanyeol, wyrywając tymsamym Baekhyuna z nostalgii. Chłopak uniósł wzrok na ulicę przed nimi. Światła migały na czerwono, a wokół widać było współgrające z nimi niebieskie błyski. - Policja dowodzi ruchem. - dodał po chwili, zauważywszy sposób w jaki Baekhyun zadzierał głowę, chcąc ujrzeć coś poza zaśnieżonymi dachai aut i ich oślepiającymi świałami i uśmiechnął się delikatnie.
- Gdzie jesteśmy? - spytał Baekhyun, wyjmując z kieszeni komórkę. Blask wyświetlacza oślepił go na krótki moment, niemal sprawiając, że później przez paredługich sekund widział gwiazdki mieniące się pośród ciemności. Zegarek wskazywał kilka minut po osiemnastej.  - Napiszę do Jongdae, że się spóźnię.
- Skrzyżowanie Gangnam z Gonggu- odpowiedział spokojnie Chanyeol, podgłaśniając muzykę z trzech kresek na cztery w przedziale do dziesięciu. - Baekhyunah? - spytał, kiedy Baekhyun z powrotem chował do kieszeni komórkę. - Kim jest Minnie?
Baekhyun spojrzał na niego, a w jego głowie, na widok zatroskanej twarzy Chanyeola pojawiło się jedno pytanie: Jak wiele pijany Jongdae powiedział mu kilka nocy wcześniej.?


Kiedy Baekhyun skończył swoją opowieść, zawierającą, owszem mało szczegółów, jednak przedsawiającą ogólny tragizm i beznadziejność sytuacji, Chanyeol sprawnie wyminął dwa ostatnie auta i ruszył wolną drogą w stronę bloku, w którym mieszkał jego pasażer. Jego twarz, teraz ukryta w mroku nocy rysowała jedynie ostre cienie rzucane przez światło kontrolek. Trwali w ciszy przez kilka kolejnych minut, a cisza ta została przerwana dopiero, gdy przed oczami Baekhyuna pojawił się dobrze znany mu budynek. Okna, które wychodziły z salonu, płonęły słabym blaskiem lampy wiszącej nad stołem w kuchni. Jongdae na niego czekał, był tego pewny.
Baekhyun odpiął pas i wychylił się po swoją torbę. Przed uchwyceniem jej powstrzymała go dłoń Chanyeola. Mimo wszystko pierwszy odezwał się Baekhyun.
- Nie chciałbym żeby ta rozmowa wpłynęła na waszą znajomość - powiedział, lokując swoje spojrzenie w wyłaniającej się z cienia twarzy Chnayeola. Jego oprawki nadal połyskiwały, ale oprócz nich błyszało coś jeszcze. Jego oczy wydawały się płonąć żywymi ognikami, kiedy tak po prostu trzymał dłoń na jego przedramieniu. - Nie pozwól myśleć sobie, że homoseksualiści zakochują sie w każej osobie tej samej płci, to nie jest zawód, tylko uczucie, to nie... -przerwał, ujrzawszy rozbawienie na twarzy druiego.
- Nie martw się o to. - odpowiedział - To tylko uczucie. Wiem o tym.


***
Przekroczył próg mieszkania z ramionami o wiele lżejszymi niż miał je wychodząc dzisiajszego popołudnia, zostawiwszy Jongdae samego sobie. Rozmowa z Chanyeolem wydała isę mu być pewnego rodzaju usprawiedliwieniem, zadośćuczynieniem za słowa, które rzucił ponad tydzień wcześniej w stronę swojego jedynego, można rzecz, przyjaciela. Poczucie winy, które nosił w  sercu ze względu na chorobę chłopaka nagle ubyło, stało się mniejsze. Zostawiwszy swoje zmartiwenia gdzieś pomiędzy autem a mieszkaniem, czuł się zdecydowanie lżej. Klucze wiszące w zamku zadźwięczały wesoło, gdy Baekhyun zamknął drzwi. Rozpiął następnie kurtkę, zdjął rękawiczki i zsunął trapery ze stóp. Jego policzki były chłodne, chęte przyjąć dodatkowe ciepło mieszkania. Domyślał się, że gdyby nie skorzystał z propozycji Chanyeola wróciłby do domu zmarznięty z mrozem pod paznokciami i czerwonym nosem. Odłożył torbę na komodę, zdjął kurtkę i odwiesił ją na haczyk. A potem jego oczom ukazał się Jongdae. Zawinięty w koc - który ostatnimiczasy był jego nieodłącznym dodatkiem - opatry o ścianę ich przedpokoju wpatrywał się dużymi oczami w Baekhyuna, to zaciskając to rozluźniając palce na zmiętych kolorowych frędzelkach. Baekhyun uśmiechanął się na ten widok, a okolice jego serca zalało ciepłe, przyjemne uczucie, gdy zmierzwił włosy chłopaka.
- Chodź, zrobię nam hebraty - powiedział, wymijając go. W ostatniej chwili chwytając oniemiałego Jongdae, który najwidocznej miał coś do powiedzenia, za łokieć schowany pod materiałem koca.
Kwiaty ustawione na środku stołu żucały krótki cień na biały blat, dumnie reprezentując swój kolor w blasku wiszącej nad stołem lampy, a siedzący przy nim Jongdae wydwał się być naprawdę bardzo zainteresowany fakturą ich płatków oraz połyskiem liści. Baekhyun kupił je dwa dni wcześniej na wyprzedaży jednego ze światecznych straganów, które okazały się również wznawiać swoją działaność w okresie letnim, oferując klientom naprawdę piękne i kolorowe kwiaty i intensywnych egzotycznych woniach.
- Naprawdę nie rozumiem tego, że od lata trzymają się tak dobrze - powiedział Jongdae, przerywając tymsamym ciszę goszczącą  jedynie stłumiony dźwięk bulgotwania wody w czajniku. Baekhyun, który odwrócony tyłem wyjmował z pudełeczka saszetki z herbatą uśmiechnął się delikatnie.
- Ktoś musiał poświęcać im wiele uwagi - stwierdził, wyłączając czajnik. Zalał kubki wrzątkiem i ujął w dłonie. Przyjemy zapach malin wypełnił pomieszczenie, zdawałoby się po same brzegi.  - Rozumiesz, pielęgnował je i podlewał, kiedy był na to odpowiedni moment - mówiąc to postawił kubki na stole, a sam zajął miejsce na przeciwko skulonego Jongdae. Podparł głowę na dłoniach, swój wzrok lokując w młodszym.
- Wydaje mi się, że nim jestem - głos Jongdae zawisł pomiędzy nimi niczym najprzyjemniejsza w świecie nuta, zadrżał na nieistniejącym wietrze i rozmył się w nicość, by po chwili znów powrócić, tym razem wraz ze spojrzeniem chłopaka spoczywającym na Baekhyunie - Jestem kwiatem, którego pielęgnujesz. - dodał, kładąc dłonie na ściankach kubka. Para unosząca się z gorącej herbaty stanęła pomiędzy nimi, ale nie na długo. Bakhyun wyciągnął dłoń, czując jak słowa niby niewinne i zwykłe sprawiają, że jego serce pęka na pół. Uśmiechnął się, a z jego serca wypłyneły łzy. Kolejne uczucie, podobne do tego, które nawidziło go w kawiarnii zawładnęło umysłem chłopaka, kiedy ten ponownie mierzwił włosy swojego przyjaciela. Twarz Jongdae pozostawała poważna, mimo kąciów ust uniesionych ku górze i powracająćych ogników w oczach - Chciałem podziękować za to co dla mnie robiłeś do tej pory.
- Nie musisz mi za to dziękować - odpowiedział prostując plecy. Jego kręgosłup strzyknął niebezpiecznie, ale to wydawało się być jedynym dźwiękiem we wszechświecie, zupełnie jakby ich oddechy nie brzmiały, jakby z ulic miasta znineły auta pozostawiając po sobie jedynie ślady opon, przykrywane przez kolejne warstwy padającego śniegu. - Coś się dziś stało, że o tym pomyślałeś?
Jongdae pokręcił głową, a jego wzrok spoczął na delikatnych płatkach kwiatu.
- Znalazłem dziś płytę, którą twoja mama często puszczała nam w dzieciństwie - zaczął, a czar chwili prysł.
Baekhyun zwilżył usta i uniósł kubek do ust. Pozorne "Wszstko jest dobrze" zostało stłuczone w drobny, ostry niczym odłamki szkła, mak przez "To tylko iluzja, nabrałeś się"
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytał spokojnie, choć jego umysł pragnął zamknąć się na klucz.
- Szukałem swojej dokumentacji z dzieciństwa. Wszystko było w jednym pudle - wyjaśnił mu. Palce Jongdae poczeły wystukiwać nerwowy rytm na ceramicznej powierzchni. - Przesłuchałem jej i przypomniały mi się te jesienne dni, podczas któych we trójkę biegaliśmy do studni po wodę - powiedział, a Baekhyun ze zmieszaniem ujrzał uśmiech goszczący w kącikach jego ust - Pamiętam, kiedy pewnego dnia nocowaliśmy w stodole twojego dziadka... To była najcieplejsza noc tego lata, spaliśmy pod otwartym niebem na stogach siana, a nad ranem, gdy słońce dopiero miało wstać  wspinaliśmy się po drzewach, grając w podchody - jego uśmiech poszerzył się. Baekhyun czuł jakie słowa padna za chwilę z jego ust, dlatego też jego palce zacisneły się mocno na uchu trzymanego kubka. Mimo to pozwalał mu mówić, bo dla Jongdae wspomnienia przeszłości nadal były warte kilku chwil oderwania się od okrucieństwa świata rzeczywistego i jeśli Jongdae w taki sposób mógł choć na moment zapomnieć o tym co dotyczy go w teraźniejszości, Baekhyun chciał mu na to pozwolić.  - Pamiętam jak pobiegliście przodem, zostawiając małego mnie gdzieś za sobą, a wtedy natrafiliście na potok i-
Jongdae urwał. Spojrzał na Baekhyuna wzrokiem, kty próbował zajrzeć do jego wnętrza, chciał upewnić sie co siedzi pomiędzy zwojami umysłu i jaki kolor mają jego  myśli. Baekhyun przygotował się na takie momenty. Zamknął swój umysł już dawno, a w tym momencie wyjął z kieszeni uśmiech i nałożył go na usta.  Jongdae również się uśmiechnął.
- Przepraszam, wiem, że nie lubisz, gdy o tym mówię. - powiedział, kładąc dłonie na ściankach kubka. Uniósł go do ust i przymknął oczy, podczas gdy Baekhyun westchnął i potrząsnął  głową.
- Nie przepraszaj mnie za to. - doparł
Chłopak pokiwał głową.
- Wybierasz się na święta do rodziców? - spytał nieśmiało.
Baekhyun wzruszył ramionami.
- Brałeś dziś leki?
Na obydwa pytania, jak oboje się domyślali, odpowiedź była taka sama.


Nieczęsto udawało im się usiaść przy jednym stole bez zbędnych notatek lub uniesionych głosów i po prostu porozmawiać. Rzadko zdarzało im się być normalną parą przyjaciół od kiedy Minseok odszedł od Jongdae. Teraz, kiedy Baekhyun miał zamiasr opowiedzieć mu o wszystkich rzeczach, które ominął, łącznie z przypadkowymi spotkaniami z Chanyeolem, kartką z numerem, nowym pracownikiem MilkyWay Cafe i sprzeczce obiety z bordowym kapeluszem oraz sprzedawcą świątecznych ozdób. Chciał uchwycić trzeźwego Jongdae, jego Jongdae, który siedząc przed nim z kubkiem herbaty zamiast szklanką ginu wyglądał jak ktoś, kto zostawił go prawie miesiąc, może połtorej miesiąca wcześniej. I  miał zamiar mu wybaczyć tę nieobecność, póki tylko przy nim zostanie taki jaki jest teraz. Miał zamiar, ale usłyszał słowa, których nie chciał.
A później wszystko było dobrze. Zła emocja ubrała maske dobrej i wymęczony dniem Baekhyun biorąc prysznic poddał się tej komicznej grze na jego emocjach. A potem zasnął. Nad ranem, ale zasnął.
Wszystkie emocje szlag trafił, gdy pośród nocy ci dobrzy okazali sie być złymi, a maski zrzucone z niewidzialnych twarzy dryfowały wraz z nim pomiędzy snem a jawą.
Właśnie wtedy pomyślał, że nikt nie może się dowiedzieć.
A potem pomyślał o Chanyeolu.
O Jongdae.
  O podchodach.
  I zasnął.


***
Promienie słońca przedzierały się przez śniegowe chmury, którego tego dnia zlitowały się nad miastem i tak zanuszonym po kolana w zaspach. Wpadały przez okno tworząc, zdawałoby się, idealne prostokąty na ciemnych panelach, ciemnej, drewnianej ramie łóżka, jasnej pościeli i lewym oku Baekhyuna. Zewsząd dało się wyczuć woń kawy oraz cynamonu. Zapach ten przedzierał się przez szczeliny zamkniętych drzwi, tańczył w powietrzu i wirował, kusząc swoją aurą ciepła kawiarnii MilkyWay. Dla śpiącego, który dopiero powraca do świata świadomych, zapac ten szedł w parze z trzaskiem kominka i widokiem ozdób świątecznych porozwieszanych wszędzie.
Pod powiekami Baekhyuna mieniły się czerwono-zielono-białe ozdoby zdobiące ściany kawiarnii, przemieniały sie w płomień świeczki, który z chwili za chwilę przybierał na sile, dgał delikatnie na powiewie wiatru, a potem gasł, pozostawiając po sobie tylko stróżkę szarego dymu.
Wtem Baekhyun podniósł się do siadu, oddychając ciężko. Rozejrzał się po pomieszczeniu mrużąc oczy przed jasnym blaskiem słońca i próbując zrozumieć w jaki sposób znalazł sie we własnym pokoju, chociaż chwilę wcześniej widział swoje notatki rozłożóne na kawiarnianym stole, świeczkę i ozdoby mieniące się przeróżnymi kolorami.
Wypuścił powietrze z płuc, opuszczając ramiona i potrząsnął głową.
- Masz zbyt realne sny, Baekhyun - powiedział sam do siebie. Jednak coś, co wydawało się być snem, trwało nadal i było zupełnie prawdziwe.
Słuch Baaekhyuna wyostrzył się, gdy usłyszał szmer za drzwiami. A późnej dotarł do niego zduszony śmiech. Śmiech nie jednej, a dwóch osób, a później głos Jongdae, mówiący coś zupełnie niezorzumiałego. Baekhyun podniósł się z łóżka i ubrany w kraciaste spodnie z piżamy i koszulkę, ze zmierzwionymi przez sen włosami oraz zaspanymi oczami ruszył do drzwi.
Zaskrzypiały, gdy je uchylił, zwracając na siebie uwagę Jongdae.
I Chanyeola.
Baekhyun zatrzymał się pół kroku zupełnie zaskoczony widokiem chłopaka o tak wczesnej godzinie we własnej kuchni, w dodatku w towarszystwie roześmianego Jongdae, po którym nie było widać ani namiastki choroby. Jego małe dłonie spoczywały na czerwonym kubku z unoszącą się zeń parą, zaś wzrok utkwiony był w pochylającym się nad kuchennym blatem Chanyeolu, którego Baekhyun mógł ujrzeć jedynie w połowie z winy ściany która przesłaniała mu widok. Plus dla niego, pomyślał, może wrócić niezauważony do pokoju i wyjść kiedy będzie w stanie pokazać się na oczy komukolwiek kto nie będzie Jongdae. Myśl ta jednak zajeła mu o pół sekundy za długo, bo gdy zrobił krok w tyl z zamiarem pryśnięcia, wzrok jego przyjaciela przeniósł się na jego osobę, a Baekhyuna sparaliżowało.
- Cześć - odparł w końcu, następnie zwilżając usta.
Jongdae podszedł do niego i uśmiechnął się szeroko.
- Musimy pogadać. - powiedział, zanim Chanyeol zabrał głos, Baekyun zdążył tylko ujrzeć jego machającą dłoń i ponownie znalzał się we własym pokoju.
Jongdae wszedł za nim pamiętając o niesfornym zamku, który nie zawsze zaskakiwał. Tym razem upewnił się, by drzwi zostały dokładnie zamknięte, a żadne zesłów nie wydostało sie poprzez szczelinę między nimi a futryną i dopiero wedy spojrzał na zdezorientowango Baekhyuna, który po nagłej pobudce powoli powracał do świata rzczywistości.
Baekhyun usiadł na brzegu łóżka i zmierzwił włosy, a następnie potrząsnął głową.
- O co chodzi? - spytał z charakterystyczną chrypką. Jongdae pojawił się przed nim nie wiadomo skąd.
- To ja powinienem spytać. Chanyeol zaprosił mnie na spacer - powiedział nie owijając w bawełnę, sprawiając jednocześnie, że Baekhun poczuł się naprawdę rozbudzony. Momentalnie stanęła przed nim rozmowa z dnia poprzdniego, kiedy to Chanyeol spytał o to kim jest Minseok, a on tak po prostu mu wszystko powiedział.
- Przepraszam... - wychrypiał, czując się niemal podle. Spuścił wzrok na swoje dłonie, nie mogąc ujrzeć delikatnego usmiechu maluącego sie na ustach Jongdae - Pomyślałem, że mogę mu zaufać w tej kwestii, nie wydawał się obrzydzony, gdy... - zmarszczył brwi, uświadamiając sobie sens zaistniałej sytaucji. Podniosł wzrok na Jongdae i otworzył szeroko oczy - Zaprosił cię na randkę?
Jongdae pokiwał głową, a na widok jego uśmiechu uśmiechnął się również Baekhyun, a w jego sercu pojawiło się delikatny zarys uczucia, które czuł naprawdę. Dopiero teraz ujrzał jak bardzo Jongdae jest radosny i dopiero teraz ujrzał wyraźniej szansę na poprawę jego nastroju na dłuższą metę.
I jak początkowo przypuszczał, Chanyeol mógł mu w tym pomóc.

























Downtown: #2 Gravity

CHAPTER TWO: GRAVITY
Pewnego zimowego dnia dwie dusze spotkały się pomiędzy zapachem kawy i ciepłem uśmiechów kierowanych w swoją stronę. Pewnego, naprawdę mroźnego dnia los zacierał swoje dłonie, bawiąc się nitkami przeznaczenia, splatając je ze sobą w przeróżne wzory i choć wzory te były proste, w swojej prostocie były piękne.
Baekhyun obserwował Jongdae przez cały wieczór, podczas którego Chanyeol dotrzymał im towarzystwa i czuł się spokojny, widząc delikatny uśmiech majaczący w uniesionych kącikach jego ust. Oczy nie błyszczały, jednakże ten delikatny zarys uśmiechu pozwalał mu na poczucie namiastki spokoju, z którym tej nocy zasnął bez problemów. Wpatrzony w mieniący się za oknem śnieg pod wpływem błysków lampek oraz blasku lamp, docierających z dołu, wspominał miniony wieczór.
Jongdae nie zwrócił uwagi na Baekhyuna ani meżczyzny, którego przyprowadził ze sobą do domu. Nie spytał gdzie był tak długo, nie powidział, że się martwił. Przestał to robić kilka dni po zawaleniu się jego małego świata. To był stary Jongdae, który został pogrzebany pod gruzami wesołego śmiechu i błysku w oczach oraz zalany litrami alkoholu. Ten Jongdae, którego zastali siedział na kanapie zawinięty w swój szary koc z butelką wody mineralnej w dłoni, wpatrzony w lecące na ekranie telewizora reality show. Baekhyun pokręcił głową, widząc ptające spojrzenie Chanyeola i skinął głową, bezgłośnie nakazując mu ruszyć do kuchni, którą od salonu dzieliła jedynie mała pozłacana linia pomiędzy kafelkami w kuchni, a ciemnymi panelami. Baekhyun uruchomił ekspres.
- Na jaką kawę masz ochotę? - spytał z czystej zasady. Tak naprawdę miał do wyboru tylko dwa rodzaje; espresso, espresso lungo i ristretto, które były tak naprawdę jednym rodzajem kawy zaparzanej na trzy różne sposoby, oraz cappucino.
- Zdam się na twój gust. - odpowiedział spokojnie. Miał na sobie wełniany sweter w czarno-czerwone paski, idealnie dopasowany do jego postawy, a na nosie błyszczały okrągłe okulary, które wyjął dopiero po wejściu do mieszkania. Jego dłonie ułożone były w wieżyczkę, a wzrok uciekał w stronę zapatrzonego w ekran telewizora Jongdae. - To twój współlokator? - spytał, podczas, gdy Baekhyun wpakował odpowiednią ilość kawy do grupy i podstawił dwie filiżanki.
Przytaknął, obserwując jak stróżka kawy zapełnia dno filiżanki, a potem pnie się delikatną kremą ku górze po jej brzegu. Odliczył dwadzieścia siedem sekund i wyłączył ekspres.
- Nie przejmuj się nim. - odpowiedział, wkładając na usta przyjazny uśmiech. Westchnął, przelewając z większego dzbanka do mniejszego spienione w międzyczasie mleko i uniósł filiżankę pod odpowiednim kątem, by zwinnym ruchem, dzięki współpracy białej pianki narysować na wierzchu kawy tulipana. Na kolejnej utworzył niestaranne serduszko.  - Słodzisz? Mam syrop waniliowy. Do cappucino idealny.
Wtedy Chanyeol przytaknął.
Jondae dołączył do nich pół godziny temu, widocznie nie mogąc wytrzymać ciekawości nowej osoby w ich mieszkanku, którego tak naprawdę żadko kiedy ktokolwiek odwiedzał.  Wybrał moment, w którym Chanyeol, trzymając swoją dłoń zewnątrzną stroną ku górze, mówił o  swojej ranie zadanej przez ukryty pod śniegiem kamień na który oboje, wraz z Baekhyunem upadli dzisiejszego wieczoru. Baekhyun wspomniał o komórce.
- Jesteś nieuważny - usłyszał ponad sobą. Jongdae patrzył na niego niespokojny spojrzeniem, w dłoni ściskając nakrętkę pustej butelki po wodzie, a na jego przygarbionych ramionach spoczywał koc, dają złudzenie miękkiej peleryny. Zmienił koszulkę na czystą, koloru czerwonego i ubrał dresy tej samej barwy, wyglądając niemal tak jak Jongdae wyglądał półtora miesiąca wcześniej.
- Powiedziałem mu to samo - powiedział Chanyeol melodyjnym głosem, najwidoczniej czując się w towarzystwie nowo poznanych naprawdę swobodnie. Uniósł filiżankę z narysowanym na wierzchu sercem i upił niewielki łyk z zadowoleniem. Pianka z mleka pozostawiła brązową linię na jego górnej wardze, którą pochwili starł kciukiem. Właściwie dzięki owemu serduszku, Baekhyun poznał jedną z widocznych jego cech jakim była okropna upartość.
Baekhyun mianowicie należał do bardzo dokładnych osób, które, jeśli coś zaczynają, muszą pozostawić w nieskazitelnie idealnym stanie aż do końca. Tak było ze wszystkim; z nauką, ze sprzątaniem, z zakupami. Ileż to razy Baekhyun irytował się, gdy musiał zaopatrzyć ich lodówkę w w dwóch sklepach zamiast jednym? Przestał liczyć dwa miesiące po wprowadzeniu sie.
Dlatego też, serduszko, które namalował, a które okazało się zbyt niechlujne,  zostało stworzone dla niego i nie dopuszczał do swoich myśli faktu, by zamienić je na pięknie narysowanego tulipana, który kołysał się pod wpływem każdego najmniejszego ruchu filiżanką. Tulipana dla Chanyeola.
Chanyeol najwidoczniej domyślił się jego zamiarów, bo gdy tylko chłopak położył filiżanki na stole, jego wzrok powędrował do koślawego serduszka, które do dzieł sztuki z pewnością nie należało.
- Ta jest moja - powiedział Baekhyun spokojnym tonem, zasiadając na krześle, nieco wyżwym niż te przeciętne. Jego pięty unosiły się nieznacznie nad panelami. Chanyeol potrząsnął głową, a jego loki poruszyły się pod wpływem ruchu.
- Chcę tę z sercem - powiedział, patrząc swoimi dużymi oczami na Baekhyuna.
- Jest moja. - zakomunikował mu w  odpowiedzi.
- Chcę tę z sercem. - powtórzył. Baekhyun zmarszył brwi, widząc jak dłoń siedzącego na przeciwko niego chłopaka sunie w stronę postawionej przed nim filiżanki. Nie mógł dopuścić, by ich gość dostał brzydką kawę.
- Nie.
- Chcę ją - powiedział. Baekhyun zauważył jak powstrzymuje uśmiech. Jego kąciki uniosły sie ku górze. Baekhyun sięgnął szybkim ruchem po  filiżankę wziął łyka, mając nadzieję, że będzie to na tyel dobre rozwiązanie, by zakończyć ich małą sprzeczkę. Pierwszą, ale zdecydowanie nie ostatnią. Odstawił naczynie na stolikk i obliżał usta z biało-brązowej pianki.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy Chanyeol po prostu wziął jego filiżankę i bez ceregieli upił z niej duży łyk kawy.
Teraz, gdy zawartość kawy powoli kierowała się ku dnu, a jongdae postawnoił zainteresować się czymś innym niż to, co aktualnie pokazywała stacja KBS, sprzeczka z upartym Chanyeolem popełzła  w niepamięć.
- Mogę się dosiąść? - usłyszał ponad sobą głos Jongdae. Baekhyun drgnął, widząc jego kącik ust unoszący się ku górze.

***

Podczas całej tej historii właśnie ten moment, był momentem przez którym wydarzenia nabierają sensu, a słowa koloru. W świecie Jongdae kolory zabrał Minseok, odchodząc bez oglądania się, a swoimi barwami podzielił się Chanyeol. Zwyczajny nieznajomy, którego przeznaczenie popchnęło wraz z Baekhyunem do tej samej  kawiarnii.
***
Nowy dzień rozpoczął świst wiatru wiejącego za oknem oraz  niosącego nowe warstwy śniegu na, i tak ośnieżony, Seul. Tego roku zima przyszła bardzo wcześnie i była bezlitosna. Baekhyun wpatrywał się z w widok z okna ich, zapomnianego na ten okres, balkonu, obserwując jak świat za cienką warstwą szkła żyje własnym życiem. W dłoni trzymał filiżankę czarnej kawy, kórej woń wypełniała cały salon wraz z kuchnią. Zegar wskazywał godzinę ósmą, kiedy Baekhyun oderwał wzrok od okna i podszedł do porozkładanych na całym stole notatek. Odłożył kawę na drewnianą powierzchnię, uważając, by nie odbić kółka na żadnej z kartek i wziął jedną z nich w palce.
Jongdae pojawił się znikąd. Dotknął włosów Baekhyuna i przeczesał je w przyjaznym geście. Zupełnie jak stary Jongdae. Baekhyun zamrugał. W jego zachowaniu był haczyk.
- Znów od rana toniesz w notatkach. - stwierdził chłopak i choć wyraz jego twarzy pozostawał obojętny, kąciki ust wydawały się być uniesione bardziej niż zwykle. Baekhyun skinął głową, unosząc ptająco brwi. Poczuł nagłą potrzebę rozprostowania nóg, choć jeszcze przed chwilą stał niemal dziesięć minut bez ruchu gapiąc się na zaśnieżone bloki. Jongdae usiadł na przeciwko niego z nieodłączną mu butelką wody. Najwidoczniej jego dzień regeneracji trwał dłużej niż zwykle.
- Ty też powinieneś. - odpowiedział mu wymijająco. Jongdae pokiwał głową, jednakże nie miał zamiaru kontynuować wrażlwiego tematu swoich studiów. Odkręcił butelkę i zwilżył usta. Przez długą chwilę w ciszy, podczas której Baekhyun przyswoił nie więcej niż półtorej strony notatek, zapisanej niestarannym pismem. Atmosfera z każdym oddechem stawała się niepokojąco ciężka, zupełnie nie podobna do atmosfery, którą zwykle unosiła się wokół nich. Baekhyun spojrzał na Jongdae, który skupiony na zabawie nakrętką, nie zwrócił uwagi. Westchnął glośno.
- Co się dzieje? - spytał - Chcesz mi powiedzieć, że dziś znów wychodzisz?
- Kim jest dla ciebie Chanyeol? - spytał, a Baekhyun poczuł jak dziwna atmosfera, która pojawiła się wraz z przyjściem Jondae do kuchni nagle rozbryzguje się o kafelki kuchennej podłogi w reakcji na jego własne zaskoczenie.
- Nikim. Poznałem go wczoraj. Wyświadczył mi przysługę, więc zaproponowałem mu kawę. - wyjaśnił, odkładając papiery na stół. Sięgnął po filiżankę i oparł się o oparcie. - Dlaczego pytasz?  - pytając, utkwił uważne spojrzenie w siedzącym przed nim chłopaku, który nagle wydał się być speszony.
- Cóż... Chciałem upewnić się, że to nie jest jakieś działanie z twojej strony, żebym zapomniał o M... O Minseoku. - powiedział, imię chłopaka wypowiadając neutralnym tonem, pozbawionym jakiejkolwiek barwy lub cienia emocji. Zupełnie jakby było przezroczystym szkłem pośród mieniących sie kolorami butelek. Baekhyun uśmiechnął się do niego przyjaźnie, nie wiedząc jak bardzo owy uśmiech podbudowuje samopoczucie przyjaciela.
- Chciałem was poznać, bo pomyślałem, że trochę optymizmu ci się przyda - wyjaśnił, podpierając głowę na dłoni, a swój wzrok lokując w Jongdae, który odwzajemnił niepewnie jego uśmiech - Jeśli sam nie potrafię ci go zapewnić, a jestem w tym beznadziejny, oboje o tym wiemy, to przynajmniej tak chciałem ci pomóc.
Powiedział prawdę i czuł się lżej. Nawet jeśli owa prawda to tylko jedna z nici w smukłych palcach losu, który śledząc działania swoich laleczek, świadomie pociągał za ich sznurki.
***
- Brałeś dziś leki? - głos Jongdae był irytujący, gdy zadawał to pytanie raz po raz, mimo iż na żadne z nich do tej pory nie uzyskał odpowiedzi. Baekhyun udawał, że go nie słyszy, wpatrzony w notatki, choć teraz, kazde ze zdań pozbawione było sensu. Były po prostu zwykłym zestawem przypadkowych liter, które losowo poprzedzielane były spacjami. Odłożył filiżankę, w notatkach myśli zapisując, by poranne kawy fundować sobie w dużym kubku. Dla zdrowia.
- Powinieneś je brać - usłyszał znów, choć słowa te zostały wypowiedziane niecałą godzinę wcześniej, gdy po kolejnym wybuchu jego rozdrażnienia, głownie spowodowoanego stresem, Jongdae po prostu wyszedł z mieszkania. Dzień, który zapowiadał się dobrze, nagle zmienił swoją barwę, a powietrze, którym oddychali zostało zatrute jadem, który każdy z siebie wyrzucał.
- Brałem. - wymamrotał - Powinieneś zająć się swoim życiem, kiedy próbuję sie uczyć - odpowiedział głos w jego głowie i oczywiście, było to kłamstwo, jednak dlaczego okłamał swojego przyjaciela w tak błachej sprawie pozostało dla niego niewiadomą. Byli dorośli i znali się od zawsze, wydawałoby się, odkąd tylko pamiętali, więc jakieś białe kapsułki nie mogły po prostu ich poróżnić bez powodu. Powód okazał się jasny dopiero tego wieczoru, podczas gdy efekt motyla doprowadził ich do kolejnej konfrontacji.
Ludzie czasami mają problemy, czasami nawet zatrzymują je dla siebie, a w jeszcze innym przypadku dzielą się nimi z najbliższymi. Jednakże, by ująć swoje myśli w słowa potrzeba bogatego zasobu słownictwa, zwłaszcza dla tych zawiłych, tańczących swoje włąsne tańce pośród muzyki codzienności. Dla Baekhyuna problemem i zmartwieniem był niepokój, który odczuwał. Niepokój, który człowiek czuje, podczas oglądania horroru w telewizji. Główny bohater idzie zaciemnionym korytarzem w stronę drzwi, oświetlane przez pioruny burzy szalejącej na zewnątrz i każdy doskonale wie, że morderca, czychający w domu schowany jest w szafie, jednak niepokój trwa nadal. Tak właśnie czuł się Baekhyun. Czuł się jak widz, który może krzyknąć: "Nie odwracaj się!"  lub "Biegnij!" ale nikt poza czterema ścianami go nie usłyszy.
Niepokój podsycał stres, który czuł, a czuł go z powodu zbliżających się egazminów z wyjątkowo ciężkiego materiału, który to raz po raz próbował sobie przyswoić w każdym możliwym miejscu - czy to kuchnia ich małego mieszkanka, czy to łazienka, gdzie zabierał dwie-trzy kartki i przyczepiał je taśmą do lustra, by czytać podczas mycia zębów lub suszenia włosów, czy to kawiarnia, w której z dnia na dzień bywał coraz częściej.
- Zajmij się swoim życiem. - jego własny głos zadżwięczał w jego głowe, kiedy półtorej godziny później siedział w kawiarnii MilkyWay Cafe pijąc kolejny kubek kawy. Zajął miejsce w kącie sali, z dala od pozostałych klientów, którzy z usmiechami na twarzy wdawali się w rozmowy ze swoimi  przyjaciółmi, bądź drugimi połówkami, kto ich tam wiedział. Baekhyun zaś trapił się jednym zdaniem, powtarzanym w kółko i w kółko w jego głowie i zastanawiał się jak okropnym człowiekiem był, każąc zająć się problemami osobie, którą jeden problem zjada od środka.
Jongdae najproawdopoobniej siedział w jednym z pubów i popijał kolejnego drinka w towarzystwie ubranych w skąpe stoje kobiet, a jego myśli z pewnością krążyły wokół Minseoka, nie Baekhyuna i jego słów, ale Minseoka. Bo właśnie taki był Jongdae, nie przejmował się wieloma problemami tylko jednm - tym, mającym nad nim największą władzę, pozbawiający go jasności umysłu, w przeciwieństwie do Baekhyuna. Ten zaś był uosobieniem stresu i paranoi.
- Zrób sobie przerwę, kochanie - czuły, kobiecy głos rozległ się ponad nim, a niewiele pomarszczona dłoń z  pomalowanymi na czerwono paznokaciami w śnieżne wzorki postawiła na stoliku talerzyk z kawałkiem ciasta jabłkowego, niosącego ze sobą przyjemny zapach cynamonu. - Na koszt firmy -  powiedziała, gdy chłopak uniósł zdezorientowany wzrok na właścicielkę kawiarnii. Miała na sobie czerwony fartuszek z widniejącym nań reniferem czerwono-świecąco-nosym. Najwidoczniej stój elfa, w którym widział ją poprzednim razem nie sprawdził się. Jej włosy upięte były w luźnego koka, a na ustach malował się delikatny, przyjazny, niemal matczyny uśmiech. Baekhyun odwzajemnił ten uśmiech, a jakże. Kim Minhee była jedyną w swoim rodzaju.
- Dziękuję pani. - odpowiedział, uradowany tym, że choć przez krótki moment nie będzie musiał udawać, że rozumie cokolwiek z tego co przeczytały jego oczy. Odłożył trzymaną w dłoni notatkę na stolik i zebrał pobieżnie kartki, robiąc miejsce na talerzyk. - Dosiądzie się pani? - spytał, po raz olejny tego wieczoru ubierając na usta swój uśmiech.
Kobieta przewiesiła przez przedramię szamatkę, której profesjonalna nazwa uciekła Baekhyunowi z głowy i posłała spojrzenie w stonę lady. Żaden nowy klinekt nie uderzał w dzwoneczek, by zwrócić na siebie uwagę, toteż, kobieta usiadła na kanapie na przeciwko niego i nachyliła się w charakterystyczny dla ciekawskiego człowieka sposób.  Baekhyun dobrze wiedział o co chodziło.
- Rozmawiałeś z Minseokiem? - spytała, podczas gdy chłopak odkroił kawałeczek ciasta. Pokręcił głową przecząco i uniósł kąciki ust czując przyjemy smak cynamonu z jeszcze ciepłym jabłkiem pieszczące jego podniebienie.
- Nie zastałem go w domu, ale zostawiłem kontakt do siebie. - wyjaśnił po chwili i pobieżnie opowiedział przbieg spotkania z niejakim Junmyeonem, przerywając momentami na zjedzenie kolejnego kawałeczka ciasta, któremu wręcz nie mógł się oprzeć. Jeśli chodziło o ciasta z kawiarnii MilkyWay, były najlepsze w całym Seulu. Mówiąc o Junmyeonie nie powstrzymał się przed komentarzem odnoszącym się do niekompetencji pracowników, odpowiadających za bezpieczeństwo przechodniów podczas srogich zim. Jednakże oszczędził się do nazwania ich "Tymi dupkami, którzy niemal spowodowali moją śmierć" Słysząc to, kobieta zaśmiała się i pokręciła głową,  a jej wzrok przez moment lustrował postać Baekhyuna z rozczuleniem. Rozczuleniem takim samym, jakim darzyła go przy każdej rozmowie.
- Wracając do tematu - podjął po chwili, czując jak jego mięśnie rozluźniają się podczas, gdy wyrzucał z siebie kolejne informacje, które zdobył  - Myślę, że Minseok do niego nie zadzwoni. Junmyeon mówił o nim w taki sposób jakby wiedział, że zostawianie swojego numeru nie zmieni nic w naszym dotychczasowym życiu - stwierdził i oblizał łyżeczkę z kremu. Odłożył ją na talerzyk i sięgnął po kubek. Jego ciepłe jeszcze ścianki wprawiły skórę jego dłoni w przyjemne mrowienie. - Teraz, gdy myślę o tym w jaki sposób Minseok zostawił Jongdae, nasuwa mi się na usta stwierdzenie, że on go wcale nie kochał, podczas, gdy Dae był w nim szaleńczo zakochany.  Rzucić kogoś przez esemesa... też mi coś. - prychnął.
- Jest z nim źle, prawda? - spytała.
Baekhyun wzruszył ramionami. Nie mógł oceniać jego stanu niczym zawodowy psycholog, bo takowym nie był, ale mógł to zrobić jako przyjaciel i kiedy to robił, jego serce umierało z rozpaczy.
- Jongdae nigdy się tak nie zachowywał - przyznał, uosząc kubek do ust, jednak nie upił ani łyka herbaty, bo jego wzrok utkwił we wchodzącej do pomieszczenia postaci. Jej obecność ogłosiły świąteczne dzwoneczki zwisające z sufitu. W zwykłe dni był to pojedynczy dzwonek, który kołysał sie leniwie nawet przy delikatnym wietrze. W święta jednak zamieniał się w gromadkę małych dzwoneczków, a ich dźwięk w przyjemny dla ucha sposób informował każdego z obecnych o nowym gościu, jednocześnie dopełniając uroku tego miejsca. Baekhyun wzdrygnął się, widząc przed oczami dłoń pani Kim.
- Nie martw się, Luhan się tym zajmie - powiedziała, sprowadzajać tymsamym całą jego uwagę na siebie. Pokręciła głową z politowaniem i zerknęła za wysokie oparcie kanapy, wykręcając się przy tym niebezpiecznie - Przynajmniej raz przyda się do czegoś pożyteczniejszego niż wciskanie dwóch przycisków na zmianę. - dodała, wracając do poprzedniej pozycji. - Co masz na myśli, mówiąc, że Jongdae się tak nie zachowywał?
Baekhyun potrząsnął głową po raz kolejny, a jego wzrok powędrował w stronę stojącego na przeciwko niskiego blondyna mężczyźnie. Jego loki pokryte były śniegiem, a duże dłonie polerowały okulary, które przez nagłą zmianę temperatury zdążyły zaparować. Baekhun przesunął się w stronę okna, mając nadzieję, że oparcie skutecznie go zasłoni.
- Nie pił. Z reguły Jongdae stronił od picia. - wyjaśnił, na nowo skupiając swój wzrok na kobiecie - Kiedy jeszcze chodziliśmy do szkoły nie bywał na imprezach i wolał bawić się w gronie własnych znajomych. Dopiero Minseok... - powiedział i zamknął oczy. Nie musiał patrzeć w stronę lady, by móc wiedzieć, że wysoka postać Chanyeola zbliża się do jego stolika.
Z kuchni dobiegł odgłos naczyn ocierających się o siebie podczas mycia, choć tym razem był o wiele czystrzy i dokłądniejszy, a później ten sam dzwięk zmienił się w huk i najprawdopodobniej miliony odłamków porcelanopodobnej materii. Kim Minhee pobladła, a jej oczy otworzyły się szeroko. Oczy siedzących najbliżej, oraz tych, którzy owy dźwięk usłyszeli, powędrowały na niewielkie okienko tuż za ladą, z którego, po niedługiej chwili grobowej ciszy dołączył głos wypluwajacy z siebie nieznane dotąd Baekhyunowi chińskie zwroty.
- Przepraszam! Naprawię to! - zawołał znów, przeciągając i zmiękczając niektóre sylaby. Kobieta pokręciła głową,  a jej policzki oraz uszy poczerwieniały. Wstała od stołu i mamrocząc pod nosem udała się w stronę kuchni.
- Myślę, że przygotowanie cappuccino to dla niego zbyt wiele - Chanyeol zaśmiał się, zajmując miejsce, niedawno opuszczone przez właścicielkę kawiarnii. - Mogę sie dosiąść? - spytał, wkładając na nos okulary.
Baekhyun westchnął,  odkłądając kubek z herbatą na stolik.
- Już to zrobiłeś - stwierdził, przeglądając porozkładane po całym stoliku kartki. Miał szczęście, że kilkanaście dni wcześniej, gdy rozpoczynał kompletowanie notatek postanowił ponumerować strony, więc odnalezienie kolejnych kartek było dla niego naprawdę łatwym zadaniem.
- Wiem. To pytanie było czysto retoryczne - odparł chłopak, nie pozbywając się uśmiechu z twarzy. Jego policzki ozdobiły delikatne dołeczki. - Czy to kolejne przypadkowe spotkanie? - zapytał, uważnie obserwując grzebiącego w tworzącej się powoli na stoliku stercie kartek. Wyszedł nawet z inicjatywą odnalezienia kolejnych numerków stron, więc krótką chwilę później przed Baekhyunem stał  równy stosik. Odsunął go na bok, a potem schował do torby.
- Jeszcze jedno takie "przypakowe" spotkanie, a pomyślę, że mnie śledzisz. - Baekhyun spojrzał na niego i posłał delikatny uśmiech. Przeczuwał, że jego plany nauki legły w gruzach. I dobrze, mówił sobie, i tak nie potrafił zrozumieć tego co jego własna ręka zapisała. - Nie licz na to, że postawię ci dzisiaj kawę.
Chanyeol wywrócił oczami.
- Nie będę cię prosił o kawę. - powiedział - Poczekam aż dojdzie do trzeciego spoktania i jej zarządam. Tym razem z sercem, o które nie będę musiał wlaczyć.
- To nie była walka, a zwykła sprzeczka. - odparł, mrużąc oczy. Przeczuwał, że kolejna z dyskusji wisi w powierzu. Był gotów sie sprzeczać o swoją rację, a jakże. Rozwiał ją zaś szeroki uśmiech na ustach Chanyeola i to po niedługiej chwili.
- Dobrze. jednakże tym razem znów poproszę cię o kawę. - zakomunikował, unosząc swój wzrok na pojawiającego się obok stolika kelnera ubranego  podobinie elfi strój jaki miała poprzednim razem na sobie pani Kim. Jego twarz zaś, zamiast być rumiana, była blada jak papier, a oczy rozbiegane. Baekhyunowi wydawało się, że chłopak, Luhan, jak wcześniej wspominała właścicielka, ledwo utrzymuje tackę z filiżanką.
- Proszę - zająknął, sięgając po naczynie - Pańskie zamówienie - przeciągnął pierwszy wyraz i po raz kolejny zaciął się na drugim. Wyglądał na naprawdę przerażonego.
- Dziękuję, czy... - zaczął Chanyeol, lecz Baekhyun wpadł mu w słowo.
- Bardzo krzyczała? - spytał, niemal z rozbawieniem. Chłopak spojrzał na niego i zdjął komiczną elfią czapeczkę z głowy. Sprawiał wrażenie jakby nie do końca docierał do niego sens wypowiedzianych słów i Bakehyun zwalił to na jego akcent, który zdradzał, że nie pochodzi z Korei. Pokręcił głową, tłamsząc materiał czapeczki w dłoniach równie bladych co twarz.
- Nie - odpowiedział - Ale potrąci mi z pensji.  Zbiłem cały stos talerzyków do deserów i trzy salaterki do kiślu. - powiedział swoim łamanym koreańskim - Były całkiem nowe, a pani Minhee czekała na nie jeszcze zanim pojwiłem się w Korei.
Baekhyun pokręcił głową, czując się w zobowiązaniu uspokoić to rozbiegane, przerażone spojrzenie. Położył dłoń na jego ramieniu i pokręcił głową.
- Nie zrobi tego. Jeszcze ani razu nie potrąciła nikomu z pensji, a uwierz mi, że znałem tutaj wielu kuchcików - powiedział, z ulgą widząc jak oczy chłopaka lokują się na nim, a na jego twarzy maluje się niepewność, ale i ulga. Skłamał. Tak naprawdę znał tylko panią Minhee i Minseoka, którego pozycję zajmował teraz Luhan, ale on nie musiał o tym wiedzieć - Po prostu uważaj kolejnym razem i wez kilka nadgodzin, a pójdzie w niepamięć. - dodał, zabierając dłoń. Chłopak pokiwał głową i w o wiele lepszym niż przyszedł stanie, opuścił ich stolik, po chwili znikając za koralikową zasłoną oddzielającą zaplecze od sali.
- Dlaczego mu to powiedziałeś? - spytał Chanyeol półszeptem, jakby w obawie, ze schowany za ścianą chłopak przypadkiem go usłyszy. Baekhyun wzruszył ramionami, sięgając po kubek. Herbata zdążyła przestygnąć, ale w tym miejscu nawet zimna herbata była błogosławieństwem dla podniebienia.
- Dlaczego ma się bać? Człowiek w stresie popełnia błędy, a myślę, że pani Minhee nie chciałaby kolejnych zbitych talerzy - wyjaśnił i upił kilka łyków letniej herbaty. Chanyeol przypatrywał mu się z powątpieniem, jednak, kiedy otwierał usta, najprawdopoodbniej chcąc powiedzieć coś o bezstresowym wychowaniu, Baekhyun uniósł dłoń z wyciągniętym palcem wskazującym, powstrzymując go tymsamym. - Wracając do przerwanego tematu. Udowodnij to, że mnie nie śledzisz. Co cię tutaj sprowadza?
Chanyeol przechylił głowę i układając dłonie pod brodą, wskazał na stojącą przed nim filiżankę po brzegi wypełnioną spienionym mlekiem. Wzór, mający przypominać serce wyglądem przypominał plamę.
- W porządku. - wymamrotał Baekhyun, zwilżajac usta. Zapach kawy działał na niego pobudzająco, ale wiedział, że czwarta kawa w tym dniu, który swoją drogą się jeszcze nie zakończył to zły pomysł.
- Mam tutaj blisko z budynku gimnazjum, gdzie pracuję. Wczoraj skończył się mój pierwszy tydzień, więc postanowiłem uczcić go kawą. Poprzednie nasze spotkanie oraz kolejne to czysty przypadek - uniósł dłonie w geście obronnym, jednak uwagę Baekhyuna przykuła inna rzecz niż usprawiedliwienie zdrządzenia losu, który gdzieś w przestrzeni właśnie dobrze się bawił.
- Jesteś nauczycielem?
Chanyeol parsknął śmiechem.
- Coś ty! - pokręcił głową - Pracuję w bibliotece. Jestem prawą ręką pani Lee, która tam urzęduje. Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony, że przez tyle czasu dawała sama radę. Ta biblioteka jest ogromna!
***
Zmierzchało. Ciężkie śniegowe chmury zwisały nisko nad  miastem, grożąc sypnięciem w każdej chwili. Co jakiś czas zdawały się wypuszczać ostrzegawcze drobinki śniegu, które tańczyły w blasku wszechobecnych ulicznych lamp, neonów lokali zapraszajacych na ciepły posiłek, sklepów oraz lampek ozdabiających niektóre okiennice. Mróz trzeszczał pod podeszwami przechodniów wyludniającej się ulicy, a oni - Baekhyun oraz Chanyeol ruszyli w tę samą stronę. Po raz drugi zupełnie nieświadomie.
Pomiędzy chmurami aś siedziała mała istotka, niematerialna, możliwe, że połskująca na mrozie w świetle mlamp bijących od ziemi, gdyby tylko ktokolwiek mógł ją zobaczyć. Uzbrojona była w dwa czerwone sznureczki i po raz kolejny krzyżowała ich drogi.
Nie zamienili ze sobą słowa odkąd oboje przekroczyli próg kawairnii i choć minęło od tego momentu ponad dziesięć minut wypełninych spookojnym spacerem, nie czuli takiej potrzeby. Przynajmniej tak wydawało się Baekhyunowi, zatopionemu w mącących mu umysł myślach. Stracił rachubę czasu. Wracał myślami do dwóch godzin spędzonych z Chanyeolem w kawiarnii, podczas których przegadali wszstkie możliwe tematy; począwszy od książek poprzez filmy, kończąc na markach aut, które miały szansę wygrać w tegorocznych wiosennych rajdach organizowanych na przedmieściach Seulu przez grupę zapaleńców. Baekhyun nie znał się na autach, aż wstyd było przyznać, ale chętnie brał udział w tej dyskusji.
Chanyeol był osobą, z którą rozmowy były czystą przyjemnością i, jak sie przekonał jakiś czas później, rónież milczenie u jego boku było przyjemne.
A milczenie zaczęło się od jednego pytania, na dziwęk którego umysł Baekhyuna został zalany prezz ciemną, brodową zasłonę codzienności.
- Kim dla ciebie jest Jongdae? - oczy Chanyeola błyszczały w blasku świecy, które Kim Minhee zapaliła na każdym stoliku, gdy minęła godzina szesnasta trzydzieści. Zdawałoby sie, że dla Chnayeola owe pytanie było bardzo ważne i choć zadał je pozornie zwyczajnym tonem, zdradzało go spojrzenie; nie przesadznie ciekawskie, ale wystarczająco, by móc takie stwierdzenie wysunąć.  Baekhyun wzruszył ramionami, nie siląc się na wspomnienie początków ich znajomości, które siegały nie tak dawnych czasów. Tak naprawdę nie miał ochoty myśleć o Jongdae, ktory z jego winy był gdzieś, gdzi enie powinno go być. Wyrzuty sumienie nie dawały mu spokoju.
W jego wyobraźni zagościł Jongdae ubrany w białą podoszulkę, poplaminą winem, jesienną kurtke i zwykłe trampki, które o tej porze z pewnością były przemoczone. Widzial go w takim samym stanie, w jakim przyjął go do domu dwa wieczory wcześniej i nie podobało mu się to.
- Współlokatorem - odpowiedział mu po chwili zawahania.
Wtem Jongdae, którego przegonił z wyobraźni pojawił się znów; tym razem siedział na pikowanej skórzanej kanapie wśród czerwieni migających lamp ze skąpo ubraną młodą kobietą, tańczącą na jego kolanach. I nawet widząc takiego Jongdae, który wodził wzrokiem po jej krągłościach, mógł przyrzec, że w jego myślach znajduje się nie ona, nie Baekhyun, każący mu zająć się swoim życiem, a Minseok.
Od tamtej pory jego chęć do rozmowy nawet z taką osobą jak Chanyeol gdzieś wyparowała. Szedł pośród zasp utworzonych przed pługi śnieżne na chodnikach, będąc świadom, że godzina staje się coraz późniejsza, a pomysłów jak odnaleźć Jongdae jest zbyt mało.
- Jest moim przyjacielem - odparł w końcu.
Chanyeol drgnął, a swój wzrok przeniósł na mniejszego. Z tej perspektywy widział tylko zarys czubka jego nosa i kilka kosmyków włosów tańczących na wieczornym wietrze, których nie zasłąniał płytko osadzony kaptur na jego głowie. Otworzył usta, by podjąć wątek, ale Baekhyun go uprzedził.
- Jest moim przyjacielem i muszę... - zaczął, a jego osoba zatrzymała sie wpół kroku. Chanyeol zrobił to samo, posyłając mu pytajace spjrzenie. - I muszę... - powtórzył, zsuwając kaptur z głowy. Wnet jego oczy spoczęły na oczach Chanyeola i ze spojrzenia obojgu można było wyczytać, że usłszeli to samo. Śmiech. Śmiech dobiegający z niedaleka.
  Baekhyun obejrzał się i odetchnął z ulgą.
W świetle ulicznej lampy pośród tańczącego wokół śniegu szedł Jongdae. W dłoni trzymał butelkę, a na jego ustach malował się najszerszy z pijańskich uśmiechów. Choć jego ciało dygotało, a szmaciane trampki zdawały się być przemoczone do ostatniej nitki, szedł powolnym krokiem nigdzie się nie spiesząc. Problemy chodzą trójkami, powiadają, ale również same siebie znajdują.
Jongdae jakowym problemem był tylko podczas, gdy nie był w stanie ustać na nogach, a to wychodziło mu w tym momencie idealnie.
Baekhyun westchnął z ulgą. Jongdae zmierzył ich spojrzeniem, a po krótkiej analizie, gdy jego zamroczony alkoholem umysł rozpoznał znajome twarze, uśmiechnął się tak szeroko, że wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki. Baekhyun naprawdę ucieszył się z tego widoku. Był gotowy podejsć do niego i wyściskać go jak matka ściskająca dziecko, któe zgubi się pomiędzy półkami w markecie, ale przypomniał sobie o swoich włąsnych słowach, które jeszcze tego późnego ranka wyopwiedzał w jego stronę i nagłą radość przpędziły wyrzuty sumienia i szczera troska.
- Co tam, doktorku? - usłyszał bełkotanie. Jongdae zachawiał się i uderzyłby o ziemię, gdyby nie mur, o który wsparł się zaczerwienioną z zimna dłonią. Baekhyun podszedł do niego, wcześniej wręczając w ręce Chanyeola swoją torbę i bez słowa podszdł do młodszego. Ułożył dłonie na jego zimnych policzkach i pokręcił głową.
- Cały czas byłeś na zewnątrz? - spytał, widząc jak rozbiegane spojrzenie Jongdae próbuje skupić się na jednym miejscu jego twarzy. Nie wychodziło mu to dobrze, jego wzrok raz po raz uciekał ponad ramię Baekhyuna, gdzie z pewnością był Chanyeol, nieporadnie trzymający torbę tak, jak chwilę wcześniej Baekhyun go zostawił. Jongdae pokręcił głową i przymknął oczy, gdy poczuł kciuk starszego delikatnie gładzący jego kość policzkową. Chwilę później ta sama dłń odebrałą mu butelke z alkoholem i cisnęła nią o mur, a potem rozpięła swoją kurtkę.
- Jak możesz tak pogwałcać zakaz zaśmiecania środowiska? - spytał oburzony, jąkając się na ostatnim słowie. Baekhyun zignorował jego słowa, mimo że gdzieś za nim roległ sięcichy śmiech Chanyeola.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. - powiedział, nie mogąc powstrzymać wyrzutu w swoim głosie. Scena na środku ulicy, która zdawałaby się nie mieć żadnego sensu była zupełnie niepotrzebna, dlatego też żaden z nich do niej nie dążył. Baekhyun zdjął kurtkę, a w jego ciało uderzył powiew lodowatego wiatru. Zmierzwił mu włosy, naniósł drobinki śneigu na policzku i uciekł w dal.  - Powiedziałem ci przed wczoraj, że od jutra koniec z piciem  - dodał, zakładającą kurtkę na ramiona młodszego. Upewnił się, że przylega do jego ciała wystarczająco dokłądnie, by zapewnić mu ciepło w drodze do mieszkania i zapiął ją pod samą szyję. Jongdae zdawał się nie okazywać skruchy, ale Baekhyuna nie obchodziło to czy chłopak żałuje. Nie obchodziło go również ile wypił. Najważniejsze było dla niego to, że sie znalazł i za chwilę zostanie przez nieg samego zaprowadzony do domu.
Nie trudził się z włożeniem jego ramion w odpowiednie miejsca. Jongdae będzie się sprzeciwiał, a potem uzna, że traktuje sie go jak dziecko. To, że potrafił sie zachowywać jak dziecko, było tematem na inną rozmowę. Założył kaptur na jego głowę. Zasłonił chłopakowi pół twarzy, więc uniósł dłonie, by podwinąć puchową część.
W tym samym momencie poczuł delikatne szarpnięcie, a potem coś ciepłego, kontrastującego z nagłm chłodem otuliło jego ciało. Baekhyun zamrugał zdziwiony czując przyjemny ciężar na barkach. Zanim zorientował się co się stało, Chanyeol, który wcześniej nałożył na jego dygoczące ramiona swoją puchową kurtkę, objął ramieniem Jongdae i postawił pierwsze kroki w stronę ich bloku.


Kuchnia pogrążona była w ciszy, której nie przerywało nawet tykanie zegara. Baterie dawno wysiadły i nikt nie miał ochoty ich zmieniać. Wisząca nad stołem żarówka posyłała plamę bladego światła na cztery krzesła i niewielki blat z wielką doniczką oraz kwiatem o duszych płaskich liściach. Baekhyun trzymał dłonie na kubku, podczas gdy jego wzrok raz poraz spoczywał na białych  drzwiach, za którymi niewiele wcześniej zniknął Chanyeol wraz z Jongdae z obietnicą przypilnowania, by zasnął, na ustach. Jego herbata wydawała się być zimna, choć z pewnością taka nie była. Skoro kubek Baekhyuna pozostawał ciepły, drugi również musiał taki być.
Myślał o tym co wydarzyło się tego dnia, a myśli te przypominały ciężkie kule u nogi, z którymi trzeba się zmierzyć by odczuć finalną wolność. Oczami wyobraźni wracał do chwili, w której Jongdae chwycił jego dłoń, idąc pod ramieniem Chanyeola i bez słowa sprzeciwu pozwolił się prowadzić w stronę bloku. Nie odrzucił jego dłoni, wręcz przeciwnie - splótł ich palce, czując jak jego serce staje się spokojniejsze, pozbawione tej nieznośnej nuty niepokoju, która pojawiała się za każdym razem, gdy Jongdae znikał na dłużej.  Był spokojny i choć wiedział, że nie wytrwa w tym stanie wielu godzin, w tym momencie mu to wystarczyło. Przy dobrych wiatrach nawet uśnie tej nocy bez problemu, może nawet będzie spał dłużej niż zwykle.
Chanyeol bezszelestnie zamknął drzwi pokoju, a swoje kroki skierował w stronę stołu. Plama światła padająca na twarz Baekhyuna rysowała ostre cienie na jego skórze oraz na blacie. Wokół, po dłuższym zastanowieniu dało się wyczuć dziwną, naprawdę dziwną aurę.
- Co to? - apytał, gestem głowy wsazując na filiżankę. Baekhyun spojrzał na niego, gdy odsuwał białe krzesło. Nawet z daleka można było zobaczyć, że bladoczerwony napar w żadnm stopniu nie przypomina gęstej, brązowej kawy z jasną kremą, a ów charakterystyczny zapach nie unosi się w powietrzu pomiędzy nimi. Coś mu mówiło, że Chanyeol jedynie szuka pretekstu, by zacząć rozmowę. Najprawdopodobniej nie był fanem wspólnego milczenia albo uważał, że należały mu się wyjaśnienia. Owszem, należały. Ale nie teraz.
- Herbata. - odopowiedział po chwili. Jego dłonie nadal chłonęły ciepło kubka.  - Pomyślałem, że kawa o tej godzinie nie będzie dobrym pomysłem.
Chanyeol uśmiechnął się.
- Masz rację. Jest dość późno jeśli chodzi o dawkę kofeiny. - przyznał, sięgając po kubek. Jego dłonie wydawały się być nadal zziębnięte, choć przebywali w mieszkaniu nie mniej niż pół godziny, ale Baekhyun nie zabierał w tej sprawie głosu, mimo iż przez kilka chwil wpatrywał się tylko w nie, zupełnie tracąc rachubę czasu. - Powinniśmy porozmawiać? - usłyszał. Uniósł spojrzenie na niego i potrząsnął głową.
- Nie dzisiaj. - odparł. Chłopak przytaknął. Zamoczył usta w herbacie, a gdy uznał, że ma odpowiednią temperaturę, wział duży łyk. - Dziękuję za kurtkę.
  Co było prawdą to to, że Baekhun był naprawdę wdzięczny. Drugą prawdą był to, że Chanyeol znów okazał się być uparty bardziej niż przypuszczałby ktokolwiek. Kiedy przekroczyli pierwsze przejście dla pieszych, Baekhyun poczuł, że Chanyeol dygocze. I owszem, kiedy spojrzał na niego, w półmroku tworzonym przez lampy uliczne ujrzał jego czerwony nos oraz kostki, zbielałe od zaciskania palców na materiale kurtki, którą miał na sobie Jongdae. Jednak, gdy zaproponował mu zwrot jego, musiał przyznać, naprawdę ciepłej kurtki, odmówił, uzasadniając swoje zdanie stwierdzeniem, że Jest o wiele większą postacią niż on, więc wytworzy więcej ciepła niż Baekhyun dla samego siebie.
Nie spierał się, a kąciki jego ust od tego momentu wędrowały ku górze, gdy tylko przypominał sobie zawzietość w tonie jego głosu.
- Nie musisz mi dziękować. - usłyszał. Oczy Chanyeola skierowane były wprost na niego - Nie dałbym rady zaprowadzić pijanego Jongdae oraz zamarzniętego ciebie do miejsca, w którym byłem tylko raz.
Miał rację. Baekhyun uśmiechnął się delikatnie i odsunął krzesło, na którym siedział. Jego palce odrętiwały, gdy tylko pozbawił je przyjemnego ciepła ścianek kubka, ale nie był to dla niego duży problem. Zostawił Chanyeola w kuchni, ktory siedząc ze zmarszczonymi brwiami przyglądał się poczynaniom mniejszego, w miare jak ten wchodził do salonu, odwracając się w miejscu, by za nim nadążyć. Baekhyun przekroczył złotą granicę pomiędzy kuchnią na salonem i wszedł na ciemne panele. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok padł na zwinięty koc, wciśnięty na siedzenie fotela, sięgął ku niemu i rozłożył. W taki sposób wrócił do kuchni, a koc, który wcześniej trzymał ułożył na ramionach Chanyeola.
- Niewiele to pomoże, jednak... Jednak mam nadzieje, że pomoże ci się rozgrzać. - powiedział, wzrokiem miesząc postać siedzącego Chanyeola. Kiedy finalnie upwenił się, że zawinięcie chłopaka materiałem jest wystaczające i w pełni go satysfakcjonuje, uśmiechnął się szeroko i wrócił na swoje miejsce.
Tego wieczoru Baekhyun czuł się dobrze.










Downtown #1 bad dream

CHAPTER ONE: BAD DREAM Niebo usłane było gwiazdami, a nocna cisza wypełniała szczelnie małe pomieszczenie mieszczące się na szczycie niew...