Niebo usłane było gwiazdami, a nocna cisza wypełniała szczelnie małe pomieszczenie mieszczące się na szczycie niewielkiego bloku w okolicach centrum miasta. Było to miejsce magiczne, które stanowiło idealne odizolowanie od świata cywilizacji, znajdującego się gdzieś w dole, zupełnie nie ważnego. Tu, ponad wierzchołkami ośnieżonych gałęzi drzew, widać było oświetlone ulice przecinające ciemne plamy nocy malującej czarną farbą wzory na jasnym śniegu. Drogi wiły się zakrętami lub prowadziły prosto poprzez przedmieścia, a potem, tuż za nim, w stronę ciemności, wprost w tajemnicze objęcia nocy, gdzie nawet uliczne lampy traciły na mocy z każdym kolejnym metrem.
Westchnął, pozwalając zapachom świeczek i przyjemnemu ciepłu otulić go i schronić przed okropnym mrozem malującym szronowe wzory na zewnętrznej stronie szyby. Przymknął oczy, a na jego usta wkradł się delikatny uśmiech. Był szczęśliwy. Będąc samotny, pośród delikatnego blasku lampek choinkowych rozwieszonych na karniszu i zapachu herbaty, był naprawdę szczęśliwy. I spokojny.
Ostatnimiczasy spokój był bardzo rzadkim gościem u jego skromnych progów, a jeśli już, nie zostawał nawet na łyk kawy, opuszczając go tak samo nagle jak przyszedł. Tym razem podziwiał niebo i leżący na ulicy śnieg, połyskujący w blasku lamp.
Pukanie rozległo się nagle i głośno. Wyrwało Baekhyuna z zamyślenia nad czymś, co zniknęło z jego głowy zanim zdążył to zapamiętać. Odłożył kubek herbaty na parapet i westchnął, opuszczając nogi. Połoga była zimna i nieprzyjemna w dotyku, ale nie narzekał. Nie miał na to humoru. Drzwi jego pokoju były otwarte, więc zgadywał, że zostało mu ugościć do tej pory nieznajomego, który zaś po kilku krokach i kliknięciu blokady zamkna okazał się czerwononosym Jongdae, tak jak należy.
Chłopak dygotał z zmina, a mając na sobie jedynie lekką jesienną kurtkę, podczas gdy na zewnątrz panował przeraźliwy mróz, Baekhyun zgadywał, że jutrzejszego dnia, zamiast leków na ból głowy, będzie musiał biegać po antybiotyki. Jongdae zaśmiał się na widok przyjaciela i wcisnął mu w rękę niemal opróżnioną butelkę wina.
- Napijesz się ze mną? - zapytał, przekraczając próg chwiejnym krokiem. Jego włosy pokryte były śniegiem, a policzki oraz nos malował głeboki róż zimna i pijaństwa. Baekhyun westchnął, odkładając butelkę na komodę stojącą obok wejścia i zamknął drzwi na klucz oraz zasówkę.
- Wypiłem przed chwilą herbatę. - poinformował go, pomagając złapać zsuwająją się z wieszaka kurtkę chłopaka. Ten zaś spojrzał na niego i prychnął pod nosem.
- Ze mną się nie napijesz? - wymamrotał pod nosem, chwiejąc się, kiedy nieudolnie próbował ściągnąć tampki ze stóp. Widząc jego niefortunne próby Baekhyun zwinnym ruchem pozbył go przemokniętych butow.
- Dlaczego przyszło mi mieszkać z pijakiem? Znowu piłeś. - powiedział, zupełnie spokojnie, lokując spojrzenie w Jongdae i otrzymując w odpowiedzi wywrócenie oczami i czknięcie.
- Posłuchaj mały - Jongdae zrobił krok w stronę Baekhyuna, przestępując z nogi na nogę tylko dwa razy, co w jego przypadku ostatnimi czasy było naprawdę dużym osiągnięciem. Tak jak powrót do domu. - Ja nie piję, ja degustuje. Nie jestem pijakiem tylko... - czknął - degu-desgustatorem.
- Jesteś pijany. - Baekhun założył ramiona na piersi, ignorując nieprzyjemny zapach alkoholu, jakim uraczył go młodszy. Chłopak parsknął śmiechem, machając przy tym ręką.
- Zdegustowany! Jestem zdegustowany! - podniósł głos. Baekhyun pokręcił głową niewzruszony.
- Nawet po pijaku trzymają się ciebie żarty. - westchnął, opuszczając ramiona. Chwycił młodszego za nadgarstek, i upewniwszy się, że ten zachowuje odpowiednią równowagę, ruszył w stronę jego pokoju na końcu krókiego korytarza. Otworzył drzwi i skrzywił się, czując nieprzyjemny zapach oblepiający jego osobę. - Cholera, Jongdae, od jutra koniec z piciem. - skrzywił się, popychając chłopaka dłonią w stronę łóżka. Nie zgłaszał sprzeciwów, najprawdopodobnie zasnął podczas lotu lub tuż przed nim, bo gdy jego ciało wtopilo się w miękkie poduczki i kołdrę leżące w nieładzie na łóżku, nie poruszył się, a cisza pomieszczenia została zastąpiona cichym pochrapywaniem.
Baekhyun oparł się ofutrynę, pozwalając sobie na krótkie przypatrywanie się przyjacielowi zanim ruszył w jego stronę i z wielkim trudem wyjął spod jego ciężaru zmiętą kołdrę. Usłyszał kilka niewyraźnych słów, spomiedzy któych zdążył wyłapać tylko jego - "Minnie" powtarzane więcej razy niż oddechów mieści minuta. Dłonie Jongdae zacisnęły się na poduszce i przycisnęły ją do jego klatki, a Baekhyun poczuł jak spokój, który czuł jeszcze chwilę wcześniej ulatuje.
I znika.
Baekhyun nie lubił snu. Był tą osobą, która pośród zmęczonych ludzi wieczorami czuła ekscytacje, które niosła ze sobą wizja spędzenia kilku godzin w towarzystwie nocy. Rankiem zaś wypijał podwójne espresso i czuł się jak nowo narodzony. Tak było tego dnia.
Zasnał nad ranem, zanim elektryczny zegar stojący na jednym z dwóch parapetów wskazał piątą nad ranem. Jego sen nie był spokojny, nie był pewny czy może nazwać to snem, podczas gdy przez półtorej godziny dryfował pomiędzy jawą, a snem, co rusz przebudzając się w reakcji na głośniejsze zabicie serca lub szmer w kącie pokoju. Był przyzwyczajony. Nie przejmował się.
Przejmował się czymś zupełnie innym.
Jongdae.
Jongdae, jego przyjaciel od serca i kieliszka, który mieszkał z nim oraz Jonginem, teraz przebywającym poza granicami kraju, w jednym, wspólnie wynajmowanym mieszkaniu. Odkąd jednak nad Seulem zawisły zimowe chmury, a w jego życiu doszło do wielu przewrotów zaczął pić. Dzień w dzień, lub, co jakiś czas dając sobie kilkanaście godzin na regeneracje i tak zepsutego organizmu, co dwa dni. Sprawa ta dla Baekhyuna, jako osoby, która nigdy nie wykazywała się takimi pokładami empatii jakimi należało, była naprawdę zawiła i ciężka do zrozumienia. Mianowicie Jongdae indentyfikował się jako stu procentwowy homoseksualista, który myśli jedynie o płci tej samej, a kobiety były dla niego tylko dobrymi towarzyszkami do picia i pytania o notatki. Minseok zaś... Minseok zaś był ich wspólnym znajomym z kawiarenki, którą Baekhyun często odwiedzał podczas przerw pomiędzy wykładami.
Poznali się przypadkiem i tak ja w historiach miłosnych, przydakiem pojawiła się iskierka, którą wzniecały dzielone spojrzenia i uśmiechy. Jongdae promieniał. Promieniał przez rok, aż do dnia, w którym spadł pierwszy śnieg. Wtedy zgasł, a miłość, którą czuł wobec tego chłopaka zatruwał alkoholem, wlewanym w siebie litrami codziennie. Baekhyun wiele razy słyszał opowieści roznoszące się po uniwersytecie;
"Widzieliśmy ich razem!",
"Wyglądają naprawdę uroczo!",
"Całowali się, nie zwracając uwagi na innych",
"Jakby nie widzieli świata poza sobą!"
"Kawaii~~"
Baekhun uśmiechał się w tych momentach. Teraz jednak nie było mu do śmiechu i czuł, że jeśli nie zrobi czegokolwiek w kierunku uratowania swojego przyjaciela z rąk alkoholizmu i złamanego serca, Jongdae przepadnie.
***
Baekhyun potarł dłonią twarz, chcąc się rozbudzić.
Siedział w kuchni, rozświetlonej przez żółty blask wiszącej z sufitu żarówki. Na stole przed nim stała filiżanka z przypalanym lungo espresso, które w takie poranki jak te, było jego obowiązkiem. Zegar wskazywał siódmą czternaście, kiedy usłyszał ruch dochodzący z pokoju Jongdae. Spojrzał w tamtą stronę, dobrze wiedząc co się stanie. Chwilę później, niczym jakby przepowiadał przyszłość, ujrzał uchylające się drzwi i wyłaniającego się spomiędzy ciemności pokoju chłopaka. Miał na sobie białą koszulkę poplamioną czerwonymi plamami, najprawdopodobnie z wina, które wieczór wcześniej wcisnął mu w ręce. Trzymał się za brzuch, idąc pochylonym, niczym starzec, choć jego krok był szybszy niż przeciętnego starca. Skierował się w stronę łazienki i już po chwili można było usłyszeć nieprzyjemne dla ucha dźwięki opróżniania żołądka z całej zawartości.
Baekhyun westchnął i sięgnał po kanapkę z masłem, wracając do przeglądania wiadomości w komórce. Po kilkunastu minutach Jongdae miał wrócić i rozbić jego filiżankę na kafelkach, lecz nie teraz. Chłopak wstał i otworzył lodówkę, która wyglądała przedziwnie pusto bez butelek alkoholu, które jeszcze kilkanaście minut wcześniej zalegały na półkach. Zamknął ją i poprawił nerwowo magnesy przytrzymujące karteczkę z informacją o lekach. Zignorował ją i odwrócil się, chcąc posłać zniecierpliwione spojrzenie w stronę drzwi łazienki. Zaskoczył go widok Jongdae stojącego w kilka kroków przed nim. Miał na sobie tę samą bluzkę z plamami wina i bokserki. W jakiś sposób musiał się rozebrać, gdy Baekhyun zostawił go w pokoju. Jego dłoń opierała całe ciało na wysokim stole, przy którym Baekhyun siedział chwilę wcześniej.
- Jak się czujesz? - spytał, nie mając w zwyczaju witać swoich rozmówców. Chłopak skrzywił się i opadł całym swoim ciężarem na odsunięte krzesło. Zatrzeszczało niebezpiecznie. Schował twarz w dłoniach, chroniąc tymsamym oczy przed światłem i jęknął coś niezrozumiałego. - Słuchaj, musimy pogadać. - zaczął spokojnie. Spokój był jego przyjacielem. Baekhyun zawsze był spokojny, opanowany, a jego głos nigdy nie przekraczał normalnego tonu. Nigdy nie czuł spokoju wewnątrz, jednak jego wierzchnia wartswa osobowości była kojąca.
Jongdae rozsunął palce, kiedy Bakehyun podsunął mu talerzyk z jedną kanapką pozostałą z jego śniadania i zasunął je spowrotem.
- Musisz przestać, wiesz? - westchnął, powstrzmując się, by dotknąć kosmyków włosów młodszego, gdy ten oparł czoło o ułożoe na stole ramiona. - To co robisz nie jest dla ciebie dobre.
- Pozwól mi wrócić do siebie w taki sposób w jaki ja chcę - odwarknął Jongdae, co było zupełnie normalne. Jego głowa pulsowała bólem, a żołądek wywracał fikołki. Było mu zimno, bo drżał, a w ustach czuł piach. Baekhyun tego się spodziewał, zawsze tak było.
- Minęło prawie pieć tygodni. To nie jest dobre rozwiązanie - mówiąc to sięgnął po stojącą z brzegu stołu, tuż przy ścianie butelke wody. Odwrócił się i wyjął z szafki szklankę, nie wstając z krzesła. Ich kuchnia była naprawdę malutka - Wolałbym żebyś wrócił do siebie w taki sposób jak wracają inni.
- Oświeć mnie, jak oni to robią? - Jongdae uniósł głowę, posyłając drugiemu nieprzyjemne spojrzenie, które zmieniło swój wygląd, gdy Bakhyun podsunął mu pod nos szklankę wody.
- Nie zamykają się na towarzystwo panienek tańczących w skąpych strojach za kasę, pijąc przy tym śmieciowe rzeczy.
- Co możesz o tym wiedzieć? - prychnał pod nosem, sięgając po szklankę - Nigdy nie byłeś nawet zauroczony.
Baekhyun zwilżył usta.
- Nie lubisz tego. Te dziewczyny... podoba ci się ich widok? Ten alkohol? Lubisz ten smak?
Chłopak opróżnił szklankę małymi łyczkami, widocznie starając się nie przechylić jej i nie wypić całej zawartości jednym duszkiem. Baekhyun przygladał się mu, bawiąc się palcami. Czekał na odpowiedź, która miała nigdy nie nadejść, bo Jongdae wstał, potrącając dłonią szkankę z resztkami kawy chłopaka, która z trzaskiem rozbiła się na kafelkowej podłodze. Nie zdążył pozbierać odłamków, ruszył szybkim krokiem do łazienki i nie wyszedł z niej przez kolejną godzine.
***
Zima była chłodniejsza niż zwykle. Mróz szczypał w policzki i nos niemiłosiernie, a kiedy płatki śniegu opadały na chłodną skórę, powodowały pojedyńcze, nieprzyjemne dreszcze. Tego roku zima przyszła wcześniej niż zwykle i była naprawdę mroźna, a ogłaszane było to na każdym kroku - w gazetach, w wiadomościach i w internecie.
Baekhyun mimo wszzechogarniającego świat mrozu, szedł przez odśnieżone chodniki, przecinając ulice Seulu w kierunku kawiarnii, w której wszystko miało się zacząć i również miało kiedyś swój początek.
Przypadki są na tyle sprytne, by ulokować swoje iskierki gdzieś gdzie zupełnie nikt się nie spodziewa. Przypadki są przyjaciółmi niewinności i czystości. Chyba że mowa o przypadkach, które zbierają swoje żniwa, jednakże owe zdarzają się w życiu nastolatka wkraczającego w dorosłe życie o wiele rzadziej niż te, którymi kieruje czystość i drobiazgi. (z polskiego na nasze: Chyba że mowa jest o przypadkach złych, a nie dobrych, a te zdarzają się bardzo rzadko w wieku ludzi Baekhyuna)
Zaczęło się więc niewinnie - od spojrzenia. Spojrzenia, podczas którego Baekhyun kiwnął głową w podziękowaniu, kiedy czarne auto nieznanej mu marki zatrzymało się przed przejściem dla pieszych. A potem stało odrobinę za długo, zanim ruszyło i krótki moment, pomiędzy Baekhyunem a kierowcą auta został porwany przez chłodny wiatr, podrywający z ziemi sypki śnieg.
Dopiero później Baekhyun miał się przekonać jak duże znaczenie miało jedno dzielone z obcym mężczyzną spojrzenie.
***
Jego zmarznięte policzki otuliło przyjemne ciepło, bijące z palącego się w kącie kawiarnii kominka. Zewsząd unosił się zapach domowej roboty pierniczków z cynamonem oraz kawy, który dodawał tylko uroku porozwieszanym w każdym możliwym kącie ozdób świątecznych. Pomieszczenie nie było duże - miało dwa piętra. Pierwsze, na którym zanajdował się barek z wystawką kaw oraz rodzai ciast oraz kominek i cztery stoliki oddzielone niewysokimi ściankami w kolorze ciemnego bordo, zupełnie takim samym jak obicia kanap. Na każdym ze stolików stała świeczka oraz świąteczny serwetnik. Na drugie zaś prowadził kręte schody, tego dnia przyozdobione w jednokolorowe lampki owinięte wokół krętej poręczy, na którym znajdowały się stoili z wygonymi pufami. Baekhyun nie zaglądał tam często, Jongdae zaś wręcz przeciwnie, dlatego też tylko z opowieści wiedział, że znajduje się tam kącik z dwiema wypchanymi po brzegi szafami na kiążkip oraz duże okno z widokiem na pobliski park.
Przywitała go uśmiechnięta kobieta w stroju przybliżonym do kostiumu elfa, noszenie któęgo w okresie świątecznym było obowiązkiem pracowników. Poza specjalnymi wydarzeniami nosili zwykłe zapaski i białe koszule. Kobieta nazywała się Kim Minhee i była pięćdziesięcioletnią właścicielką MilkyWayCafe.
- Co tutaj robisz, Baekhyunee? - spytała, poprawiając okulary na nosie, były zupełnie okrągłe i połyskiwały w blasku wszechobecnych świec i lampek.
Chłopak odwinął szalik z szyi i przewiesił go przez małe, drewniane oparcie wysokiego barowego krzesła, stojącego przy odpowiednio ozdonionym blacie. Był on przeznaczony dla tych samych osób, dla których bar jest w klubach; dla ludzi chcących pobyć samemu w przyjemnym otoczeniu.
- Dzień dobry. Przyszedłem na pani słynną gorącą czekoladę z posypką - odpowiedział, posyłając jej anielski uśmiech, na którego widok rozpromieniła się. Zapisała odpowiednie zamówienie na kartce i przekazała do kuchni, odwracając się jedynie do okienka w ścianie, podczas gdy Baekhyun pozbył się rękawiczek, czapki i puchowej kurtki oraz zajął miejsce. - Poza tym przyszedłem porozmawiać. Mam problem, w którego rozwiązaniu może mi pani pomóc.
Kobieta uniosła brwi, zdejmując okulary z nosa, po czym nachyliła się widocznie oczekując rozwinięcia tematu. Klientela w tym dniu była mała, zaledwie dwie osoby siedzące przy oknie oraz kilka, których zmieszane, ciche rozmowy dolatywały z piętra.
- Chodzi o Minseoka. - powiedział spokojnie, splatając palce na drewnianym blacie - Chciałbym z nim porozmawiać, jednak nie mam z nim żadnego kontaktu. Zmienił numer telefonu, skasował wszelkie konta na portalach, a adresu nigdy nie znałem...
- Cóż chłopcze... - kobieta wyprostowała się powoli, gdy w pomieszczeniu rozległ się dzwoneczek informujący o nowym kliencie. Posłała spojrzenie w stronę drzwi, jednak Baekhyun nie spuszczał z niej wzroku, mając nadzieję, że urok, który kiedyś mu wypomniała, w jakiś sposób zadziała. Kiedy w końcu klient najprawdopodobniej poszedł do stolika zwróciła swoją uwagę na chłopaka. - Nie wiem jak mogłabym ci pomóc. Minseok nie pracuje tutaj od ponad miesiąca. Nie zostawił mi nowych informacji i wszelkie, które posiadam z pewnością są przedawnione. - odpowiedziała, wyglądając na szczególnie zmartwioną. Jej zmarszczki pogłebiły sie, gdy cień rozczarowania przebiegł po jej twarzy.
- Prawda jest taka, że... - zaczął, ale nie dane było mu skończyć. Niemal w tym samym momencie czyjś głęboki głos przywitał się z panią Kim, sprawiając że na jej ustach znów zagościł uśmiech, z którym przywitała Baekhyuna.
Gdzieś z kuchni dobiegł ich niezidentyfikowany dźwięk dzwonka hotelowego, mającego informować obsługę o zrealizowanym zamówieniu gotowym do wydania, który wydawał sie ulec nagłej awarii, bo zamiast powtórzonego dźwięku, w okienku pojawiła się głowa niskiego blondyna, obdarzonego wyjątowo delikatną urodą.
- Przepraszam, naprawię to! - powiedział z mocnym chińskim akcentem, wyciągając dłonie z kubkiem czekolady ubranym w czerwony sweterek, który również pojawiał się tylko w konkretnym zimowym sezonie. Zwykle kubki były o kolorze jasnobrązowym lub białym. Kobieta pokręciła głową, odbierając zamówienie i wyjęła sitko.
- Przepraszam, za momencik pana obsłużę - swoje słowa skierowała do mężczyzny stojącego tuż obok siedzącego na rześle Baekhyuna. - Baekhyunie, jaką posypkę sobie życzysz?
- Weź cynamon. Smakuje lepiej z czekoladą niż z cappucino. - odezwał się obcy, niski głos gdzieś obok niego. Dopiero wtedy Baekhyun uniósł wzrok, by ujrzeć wysokiego chłopaka posyłającego mu delikatny uśmiech, goszczący w kącikach jego ust. Miał na sobie biały golf i marynarke, a na jego głowie gościły kręcone czarne włosy, jednak nie to przykuło uwagę Baekhyuna. Rzeczą tą były oczy nieznajomego; duże, przyjazne, ale czujne.
Znajome.
Odwzajemnił uśmiech i skinął głową. Chłopak był zdecydowanie zbyt wysoki, by Baekhun mógł pozwolić sobie przyjrzeć się mu dłużej niż do momentu rozpoznania w nim czegoś znajomego. Ujął w dłonie kubek z wyrysowanym posypką słońcem na piance i odczekał moment aż nieznajomy złożył zamówienie na espresso i udał się w stronę stolika. Wtedy też Baekhyun przeniósł wzrok na kobietę.
- Kontynuując... - zaczął, zerkając kradkiem na boki, by upewnić się, że tym razem nikt nie przeszkodzi jego wypowiedzi. - Pomogłaby mi pani, dając mi adres Minseoka. Jest to rzecz, która... która...
- Chodzi o Jongdae, tak? - zapytała cicho, a Baekhyun nie miał innego wyboru jak tylko przytaknąć. Nie wiedział ile właścicielka kawiarnii, w której pracował były chłopak jego przyjaciela wiedziała o swoich pracownikach i nie miał zmiaru tego sprawdzać. - Dobrze, daj mi chwilkę. Pójdę do biura poszukać jego papierów. Pamiętaj tylko, że jesteś wyjątkiem, bo wyjątkowo cię lubię - zaświergotała z uśmiechem, chwytając policzek Baehyuna, który swoją drogą zdążył przybrać naturalny kolor, by po chwili ścisnąć go w palcach i potarmosić. Chłopak zaśmiał się cicho i odprowadził kobietę wzrokiem, pocierając przy tym dłonią obolały policzek.
Czekolada smakowała lepiej niż zwykle, choć przypuszczał, że smakuje tak jak zwykle, tylko tego dnia coś wisiało w powietrzu, sprawiając, że zwykłe rzeczy stawały się niezwykłe. Dlatego też pozwolił sobie na porwanie się myślom, popijając przy tym czekoladę z nutą cynamonu, która tworzyła idealne dopełnienie do świątecznego klimatu panującego wewnątrz kawiarenki. Czuł przyjemne mrowienie w palcach ogrzewanych przez ciepło kubka przedostajace się przez cienki materiał sweterku i fakt, że ktoś dotyka jego ramienia zarejestrował dopiero po dłuższej chwili. Wyrwał się zamyślenia, odstawiając kubek na blat i odwrócił się na krześle.
Przed nim stał ten nieznajomy, który kilka chwil wcześniej zamówił espresso. Baekhyun uniósł brwi, patrząc na niego pytająco.
- Znów się spotykamy. - powiedział, a mniejszy przechylił głowę. Nie miał pojęcia o czym drugi mówi i najwidoczniej chłopak mógł wyczytać to z jego twarzy, bo po chwili pospieszył z wyjaśnieniem. - Przepuściłem cię na pasach trzy ulice dalej.
Baekhyun zamrugał zaskoczony, że ktokolwiek mógłby poznać go pod warstwą ciepłych ubrań i szalika, który zasłaniał pół jego twarzy.
- Ach... - westchnął, sięgając po kubek z czekoladą. Oplótł go palcami, opierając wygodnie o udo. - Dziękuję za to, że mnie przepuściłeś. Czy w związku z tym oczekujesz czegoś ode mnie?
Mężczyzna pokręcił głową, goszcząc na twarzy szeroki uśmiech.
- Nie, chciałem ci tylko podać szalik. Leżał na podłodze odkąd tutaj wszedłem. - poinformował go, a Baekhyun dopiero teraz zauważył trzymany przez duże dłonie chłopaka materiał.
- Wróciłam! - zawołała Kim Minhee, wymachując żółtą karteczką trzymaną w dłoni. Baekhyun spojrzał na nią, a na jego ustach pojawił się uśmiech ulgi. Jego plan a opierał się na pójściu na łatwiznę.
***
Rozłożył ramiona na boki, starając się odzyskać niedawno utraconą równowagę. Czując stabilizację na śliskim lodzie, zamknał oczy, odliczając do sześciu. Dopiero po upływie wyznaczonej liszbie oraz liczbie trzech głębokich oddechów zrobił krok do przodu. Nie zdążył ustawić pewnie nogi na oblodzonym chodniku nim zachwiał się niebezpiecznie.
Przechodnie, obchodzący zamarzniętą kałużę, korzystając z posypanej piaskiem ulicy, nie zwracali uwagi na Baekhyuna, który utknął pośrodku naprawdę dużej kałuży roztopionego śniegu, który poprzedniej nocy złapał mróz i zamienił w istną pułapkę dla zamyślonych, idących znajomą trasą.
Tym razem, przeklinając pod nosem postanowił mimo wszystko ruszyć do przodu i dzierżąc w dłoni zółtą karteczkę z wypisanym adresem Kim Minseoka, ruszyć dalej, nawet jeśli miał wywrócić się nieskończoną ilość razy. Był uparty, a w swojej upartości niemal irytujący. I choć cecha ta pojawiała się u niego naprawdę rzadko, teraz nadrabiała za wszystkie czasy. Posunął stopy bliżej krawędzi kałuży, obracając się przy tym niemal o sto dwadzieścia stopni, by chwilę później samoistnie sunąć w stronę przeciwną, w którą szedł, tymsamym cofając się.
- To są jakieś żarty. - mruknął do siebie, tłumiąc wszystkie przekleństwa cisnące mu się na usta. Nie przeklinał. Nie często. Dopiero trzecia próba, którą podjął przybliżyłą go ku celu. Schował karteczkę w rękawiczkę, po czym małymi krokami ruszył przed siebie. Tym razem jego próba zakończyła się sukcesem, który zamierzał świętować gorącą kawą tuż po powrocie do domu.
Wiatr ustał, co było jedyną przychylną rzeczą w tamtym momencie. Zaś śnieg począł sypać dużymi zbitymi płatami, barwiąc świat na jaśniejszy odcień bieli niż ten, który został przykryty spalinami i opadającym dymem. Baekhyun szedł chodnikiem, otoczony nieznajomą okolicą i zapierajacym dech w jego piersi widokiem. Białe płatki osadzały się na gałęziach drzew, znajdowały miejsce na dachach jednorodzinnych domów, gdy finalnie znajazł się w dzielnicy przedmieści, oraz na jego czapce, zmieniając jej bordowy kolor na niemal całowicie biały.
Mimo przeraźliwego zimna, które szczypało jego nos, myśli o Jongdae, zaprzątajacych jego umysł, przystanął i spojrzał w niebo, po raz pierwszy tego dnia czując spokój. Śnieg miał w sobie coś, czego nie miały inne rzeczy. Uspokajał Baekhyuna, działał jak kołysanka śpiewana przez matkę na dziecko, jak ciepło domu na osobę samotną, jak coś czego potrzebował.
Nie dał sobie więcej niż trzy minuty na podziwianie opadającego śniegu. Zaraz potem jego wzrok powędrował na karteczkę i omiótł spojrzeniem okolicę. Niebieski dom z ciemną dachówką i skromny ogródkiem, w którym stała przykryta śniegiem huśtawka oraz pozostałości po piaskownicy i okryte puchem gałęzie krzaczków, które latem zapewne pokrywały kolroy kwitnących kwiatów zauważył jako pierwszy. Stanął przed bramką, biorąc mroźny wdech.
A potem nacisnął okrągły przycisk dzwonka do drzwi.
Czekał niecałe półtorej minut zanim nacisnął przycisk po raz kolejny. Wtedy jego oczom ukazał się ruch w oknie na parterze. Zasłony poruszyły się niedyskretnie, a później w drzwiach stanął obcy mężczyzna, zapraszając gestem dłoni do wejścia na posesję.
Baekhyun zmarszczył brwi, zmarzniętymi dłońmi naciskając metalową klamkę furtki. Kilkoma krokami poknał dzielącą go odległość do otwartych drzwi oraz niewysokiego meżczyzny w blond włosach przykrytych granatowym kapturem bluzy. Ukłonił się, pamiętając o manierach.
- Dzień dobry, jestem Byun Baekhyun - zaczął, zsuwając z dłoni rękawiczki, jednak drugi przerwał mu wpół słowa krótkim "wiem". Na twarzy nieznajomego pojawił się delikatny uśmiech. Jego policzki wydawały się być wypełnione miękką substancją, jakby stworzoną do dotykania, zaś oczy jego zgaszone, wpatrywały się w postać Baekhyuna. Nie obejmował ich uśmiech.
- Wiem kim jesteś, wejdź do środka. - odpowiedział spokojnie nieznajomy, który chwilę później okazał się być Kim Junmyeonem, chłopakiem o nonszalanckim spojrzeniu oraz dyskretnym uśmiechem czającym się w kącikach ust.
- Czy zastałem Minseoka? - spytał, otrzymując w odpowiedzi ciche westchnienie. Junmyeon potarł kark dłonią, a w głowie Baekhyuna swoim życiem zaczęły żyć wszystkie czarne scenariusze, które mógłby usłyszeć chwilę później. Porzucił je jednak, kiedy chłopak uniósł kąciki ust.
- Jest w pracy. Pewnie wróci wieczorem - odpowiedział, wzdychając - Jak zawsze. Czy jest coś co mógłbym mu przekazać?
Baekhyun zagryzł wargę, przyglądając się nowo poznanemu, któy mimo krótkiego czasu ich znajomości zbudzał w nim coś w rodzaju domniemanego zaufania. Wydawał się osobą idealną do przekazania informacji, a Baekhyun był zmarznięty i marzył o znalezieniu się w mieszkaniu, wypiciu kawy i zatopnieniu się w notatkach.
- Jeśli mógłbyś mu przekazać, by się ze mną skonaktował...- zaczął, jednakże i teraz nie dane było mu skończyć. Junmyeon najprawdopoodbniej wiedział co jest na rzeczy. Parsknął cicho pod nosem i przechylił głowę.
- Chodzi o Jongdae, nie mylę się? - jego oczy zapłonęły rozbawieniem, a usta wygięły się w najnieprzyjemnym uśmiechu jakie Bakehyun mógł do tej pory widzieć. Momentalnie pożałował, ze znalazł się w tym miejscu o tej godzinie i zastał tego człowieka. Momentalnie stracił nadzieję na to, że ktoś będzie w stanie naprawić Jongdae. - Chce go ubłagać, by do niego wrócił?
- To nie...
- Minseok taki nie jest. Nie wchodzi dwa razy do tej samej rzeki, wiedząc, że na dnie czeka go błoto, a rzeka to prawdziwe bagno. - podjął, robiąc krok w stronę Baekhyuna, który od nagłej zmiany temperatury przybrał różu na policzkach. Jego dłonie zacisnęły się w kieszeniach kurtki, a jedna z nich nadal ściskała tak bardzo upragniony adres zamieszkania Minseoka. Po chwili, ku zdziwieniu Baekhuna, wyraz twarzy Junmyeona zmienił się. Pokręcił głową i odsunął się, wsuwając kciuki do kieszeni jeansów, wyglądając przy tym na naprawdę pewnego siebie. - Niech Jongdae tego nie robi. Niech się w to nie pakuje po raz kolejny.
- Nie chodzi o to, by znów byli razem. Potrzebuję pomocy, a Minseok jest jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc. Chodzi o jedną rozmowę, naprawdę krótką rozmowę twarzą w twarz - wyjaśnił pospiesznie, nie mając pojęcia co chłopak może mieć na myśli. Nie dbał jednak o to. Czekała go noc pełna analizy wypowiedzi wszystkich oraz swoich, za dnia nie tracił na to czasu, dlatego też pokręcił głową i przesunął dłonią po twarzy, zbierając tymsamym myśli w jedno miejsce, by stworzyć z nich jedno przejrzyste zdanie. - Martwię się o niego, Minseok może mi pomóc, przekaż mu to, proszę. - powedział po raz kolejny, świadom, że się powtarza. Wyjął karteczkę z adresem z kieszeni i odwrócił na drugą stronę. Bez pozwolenia sięgnął po dlugopis, leżący obok telefonu domowego i zapisał rząd cyfer, składajacy się na jego numer.
Junmyeon przyglądał się temu ze sceptyzmem wymalowanym na twarzy, jednocześnie kręcąc głową. Finalnie przyjął kartkę i bez słowa schował ją do tylnej kieszeni jeansów.
***
Postanowił wrócić autobusem.
Zima dawała się we znaki, ozdabiając szronowymi malowidłami szklane ściany przystanku, a mróz podczas jego kilkuminutowego pobytu w domu Minseoka, postanowił przybrać na sile, teraz szczypiąc w nos i policzki niemiłosiernie. Jego czapka pokryta była śniegiem, nieustannie padającym z ciężkich śniegowych chmur, wiszących nad Seulem. Po słońcu, które rankiem przedzierało się przez chmury nie było śladu. Zapowiadała się kolejna mroźna noc.
Każda z historii, nawet ta njaprościej opowiedziana, by dostarczyć emocji powinna mieć zwrot akcji, zaskakujacy element pojawiający się w najmniej oczekiwanym momencie i każdy, kto jest miłośnikiem emocjonujących powieści lub przynajmniej powieści trzymających w napięciu, doskonale wie, że w pewnym momencie pojawić się musi punkt, który sprawi, że sytuacje oraz słowa nabiorą koloru. Takim również zwrotem akcji w życiu Baekhyuna było nagłe szarpnięcie autobusem po przekroczeniu pięciu kilometrów z całkowitych siedmiu. Oczywiście wszystko zaczęło się wraz z zawiedzonym tonem kierowcy autobusu, mówiącym do swoich pasażerów, którym był Baekhyun oraz jakiś wysoki chłopak z kręconymi włosami na głowie, na których tak jak na czapce Baekhyuna leniwie topniały płatki śniegu, oraz czerwonymi od mrozu uszami.
- Naprawdę was przepraszam. Autobus zastępczy powinien przyjechać za pół godziny - mówił kierowca, okrągły mężczyzna z okropnymi zakolami i delikatnym zarostem ozdabiającym jego pulchną twarz. Zacierał dłonie, przenosząc wzrok to na siedzącego na tyłach Baekhyuna to na siedzącego bliżej niego nieznajomego, jakby prógując się rozgrzać, choć Baekhyun zgadywał, że jest to odruch w reakcji na nagły stres.
Westhnął, podnosząc się z miejsca, decydując się wziąć sprawy w swoje skostniałe z zimna ręce.
- Proszę otworzyć drzwi - powiedział spokojnie, ruszając w stronę automatycznych drzwi. Widząc poszarzałe niebo, westchnął po raz drugi. - Przejdę się do domu.
Kierowca autobusu wydawał się być zdezorientowany. Oczywiście, podczas minusowej temperatury oraz śniegu, który z minuty na minutę poczynał sypać coraz mocniej, świadoma decyzja o samotnym spacerze po odległości około dwóch kilometrów to iście niespotykane zjawisko, jednakże Bakehyun nigdy nie należał do osób, które poddawały się przeszkodom postawionym na jego drodze. Rownież zepsuty autbus nie mógł być dla niego przeszkodą, dlatego też, kiedy zimny popwiew wiatru uderzył w jego rumiane policzki westchnął i zeskoczył ze stopnia.
Popołudnie było szare, ponure, pozbawione koloru i namiastk radości, które czuło się przed nadchodzącymi świętami. Przynajmniej dla Baekhyuna, któy patrząc na porozwieszane ozdoby pomiędzy ulicznymi lapami i kolorowe lampki zwisające z pokrytych śniegiem dachów lub wyglądały na zmarznięty swiat zza okna ciepłego salonu, nie czuł nic.
Nie uszedł więcej niż szesnastu kroków, gdy czyjaś dłoń pochwyciła jego ramię i odwróciła do siebie. Baekhyun otworzył szeoko oczy, zaskoczony, pozwalając się porwać nagłym zastrzyku adrenaliny i odepchnął od siebie domniemanego oprawcę, który wywijając rękami do tyłu, padł na jedną z zasp utoworznych przez wiatr na brzegu chodnika.
Baekhyun zasłonił usta dłońmi rozpoznając w poczerwieniałej ze złości i zimna twarzy nieznajomego, z którym kilka godzin wcześniej dane było mu się spotkać w kawiarnii.
- O cholera, przepraszam - powiedział od razu, ruszając na pomoc leżącemu. ochwycił jego dłoń i pociągnął w swoją stonę, jednak ku ich pechowi, a może i przeznaczenu, mogącym maczać w tym swoje palce, powierzchnia, na któej stali, a którą przykrywała mała warstwa śniegu okazała się być kałużą, skutą przez mróz na lód. Jego buty nie sprawdziwł się również tym razem, a Baekhyun padł na ziemię, wcześniej widząc jak świat miga mu przed oczami, a wszechobecne lampki porozwieszane gdzie tylko człowiek mógł sięgnąć stają się kolorowymi smugami i plamami. Nieznajomy znalzał się obok niego, wydając przy tym zduszony dźwięk.
Leżeli w ciszy, podczas której Baekhyun wykorzystał w myślach cały swój zasób oraz znajomość obelg, kierowanych w stronę kałuż, które zdawały się obrać cel na ten dzień w stawaniu mu na drodze. Słyszał ciche śmiechy, dobiegające niedaleka, jednak nikt nie zdawał się być chętny by pomóc dwóm ofiarom okropnej zimy, które przykrywała kolejna warstwa śniegu padająca z nieba. Baekhyun był zirytowany, okropnie zirytowany. I byłby zirytowany dalej, jednak nagły wybuch śmiechu chłopaka, któy podzielał z nim wypadek, rozwiał jego ciemną aurę.
Zaczął się śmiać, a śmiech ich rozproszył ciężką ciszę przerywaną przez przejeżdżajace auta. Przekręcił się na brzuch i podparł na dłoniach, czując jak zimno boleśnie wchodzi mu pod paznokcie. Spojrzał na nieznajomego, który w tym momencie włosy pokryte miał śniegiem, a mokre kosmyki poprzyklejane do twarzy. Jego szeroki uśmiech jednak przeganiał złość która wcześniej zdawała się rysować rumieńce na policzkach. Mężczyzna poszedł w ślady Baekhyuna, podnosząc się ostrożnie z oblodzonego chodnika i kiedy znalazł się już na bezpiecznym podłoży potarł dłonie o siebie, rozglądając się na boki. Baekhyun zaś w tym czasie wytrzepał spodnie oraz kurtkę z niepotrzebnego śniegu i sprawdziwszy kieszenie otworzył szeroko oczy. Jego komórka zniknęła.
I tak szybko jak zniknęła, pojawiła się. W dłoniach mężczyzny, który wyprostowawszy się, sprawił, że Baekhyun musiał zadrzeć głowę ku górze.
- Jesteś naprawdę nieuważny. - powiedział niskim głosem z nutą rozbawienia, wręczając mu pokryty kropelkami wody telefon - Zostawiłeś ją w autobusie.
To, dlaczego ruszyli w tę samą stronę, wzrokiem widząc jak zastępczy autobus zatrzymuje się na skrzyżowaniu kilkanaście metrów dalej, nie było dla nich w pełni wiadome. Oboje z nosami schowanymi w szaliku, a w przypadku Chanyeola, jak później się okazało, za kołnierzem puchowej kurtki, szli w ciszy ramię w ramię nie wymieniając się niczym więcej niż imionami. Dopiero kiedy Baekhyun postanowił wyjąć słuchawki i mieć nadzieję, że jego komórka będzie w stanie działać po spotkaniu z lodem, śniegiem i pechem, który zdawał się siedzieć na jego ramionach od rana, Chanyeol westchnął.
- Spotykamy się po raz trzeci i po raz trzeci wyświadczyłem ci przysługę. - powiedział, patrząc przed siebie. Światła nadjeżdżającego z naprzeciwka auta oślepiły ich oczy na którki moment. Baekhyun schował słuchawki, unosząc brwi.
- Co w związku z tym? - spytał, niepewny co zaraz powinno nastąpić.
- Powinieneś postawić mi kawę - poniformował go wyższy, a jego loki prouszyły się pd wpływe wieczornego wiatru. Baekhyun prychnął, a Chanyeol parsknął śmiechem.
Podczas gdy zapewne Chanyeol oraz wszyscy jego rówieśnicy oraz osoby znajdujące się w kręgu zainteresowania pod względem wieku brały czynny udział w życiu twarzyskim, Baekhyun siedział w pokoju popijając kawę i studiując notatki z zajęć raz ucząc się do egzaminów. Co z kolei wiązało się z brakiem doświadczenia z obcowaniem z ludźmi. Nie była to wada ani problem, jednakże podczas gdy obca osoba mówiła słowa takie, jakie wypowiedział Chanyeol, Baekhyun czuł się niepewnie.
- Cóż... Nie mam pieniędzy na kawę dla dwojga. - odparł spokojnym tonem, nie podnosząc wzroku na wższego. - Jednakże oddałeś moją komórkę, więc mogę odpłacić się kawą zrobioną przeze mnie.
Sowa te najwidczniej zaciekawiły chłopaka, bo przystanął.
- Zapraszasz obcego do siebie? - spytał ze zdziwieniem w głosie, a Baekhyun, choć spdziewał się pytania "Potrafisz robić kawę?", przytaknął.
W głowie miał obraz Jongdae, najprawdopodobniej siedzącego na kanapie z butelką wody na kanapie. Jeśli wierzyć tygodniowym podbojom barów oraz stanu w jakim znajdował się zanim Baekhyun wyszedł z mieszkania, tego dnia był czas regeneracji organizmu, podczas którego nie jadł i pił jedynie wodę, czego Baekhyun nie popierał. Jednakże już dawno stracił cierpliwość do jego osoby i zachowania, więc w tej kwestii się nie spierał. Dlatego też w jego głowie narodziła się myśl, w której nowo poznany Chanyeol był głównym bohaterem.
- Jeśli tak mogę ci się odwdzięczyć za te trzy drobnostki... Tak, zapraszam cię do siebie - przytaknął zbierając się na odwagę, by spojrzeć na tego chłopaka, który chwilę wcześniej swoich głośnym śmiechem przegonił zirytwanie Baekhyuna.
Jongdae tego potrzebował.
Potrzebował śmiechu.